Chyba najczęstszą pobudką turystów, by odwiedzić Islandię w
zimie jest chęć zobaczenia zorzy polarnej. Taki był i nasz cel – szczęśliwie
się udało, jednak mimo wszystko i tak postanowiłyśmy ostatniego dnia odwiedzić muzeum zorzy polarnej, lepiej znane pod
nazwą Aurora Reykjavik.
Budynek na pierwszy rzut oka wydał mi się bardzo niepozorny,
jednak nie mogłam mieć jeszcze wtedy pojęcia co czeka mnie w środku.
Pierwsze wrażenie – wystawa jest bardzo prosta i estetyczna.
Przede wszystkim nie opiera się jedynie na zdjęciach zorzy – czego na początku
trochę się obawiałam. Stworzenie ciekawego
muzeum o tej tematyce wydało mi się niezbyt łatwe, a jednak pomysłodawcy
poradzili sobie z tym świetnie.
Sale połączone są ciemnymi korytarzami, których każdy
odcinek zapełniony jest tablicami z różnorakimi informacjami. Spacer zaczyna
się od tematyki zorzy polarnej w różnych wierzeniach północnych ludów:
indiańskich, grenlandzkich i skandynawskich. Ten fragment korytarza kończy się pomieszczeniem
z informacjami bardziej naukowymi:
jak właściwie tworzy się zorza, od czego zależy jej kolor itp. Można obejrzeć
pięciominutowy film stworzony przez uniwersytet w Oslo z bardzo jasną i
obrazową animacją przedstawiającą fizyczne aspekty formowania się zorzy. Jest
też to, co lubię w takich miejscach najbardziej, czyli część interaktywna - w tym przypadku wielkie lampy podwieszone pod sufitem i panel sterujący do każdej
z nich. Obok rozpisana jest skala kolorów zorzy w zależności od wysokości na
jakiej się formuje. Jeżdżąc po nim palcem można zmieniać kolor żarówek. No po
prostu jakbym znów miała osiem lat! Do tego są też interaktywne zdjęcia zorzy
360o, które można sobie przesuwać na ekranie.
W muzeum jest też sala w całości poświęcona praktycznym
aspektom: jak czytać prognozy zorzy? Co oznacza skala KP? Gdzie najlepiej się
udać, by zmaksymalizować swoje szanse jej zobaczenia? Jak uchwycić zorzę na
zdjęciu? Temu ostatniemu zagadnieniu poświęcony jest osobny kącik z całkowicie
ciemną salą, w której powieszone jest zdjęcie zorzy. Po przeczytaniu
fotograficznych wskazówek można spróbować swoich sił w robieniu zdjęć.
Dwie najlepsze atrakcje zostawiam na koniec. Pierwsza z nich
to obrotowy fotel. Można na nim usiąść, założyć na głowę okulary wirtualnej rzeczywistości i obejrzeć kilkuminutowy film z
najpiękniejszymi ujęciami zorzy z Islandii, kręcąc się przy tym i krzycząc co
chwilę Oooooo tu! Ooooo nawet gwiazda
spada!!! Uwierzcie, wcale nie jest łatwo się powstrzymać, choć przyznam, że
z perspektywy obserwatora wygląda to niezwykle komicznie!
Druga – i śmiem twierdzić, że moja absolutnie ulubiona –
atrakcja to całkowicie ciemna sala. Jest w niej kilka krzeseł, na ziemi
rozłożone są dywany i kilka wieeeeeelkich puf, takich do leżenia. W tle cicho
gra spokojna muzyka, a na ścianach wyświetlane są filmy z podniebnym tańcem
zorzy. Czy byliście kiedyś w muzeum, w którym w połowie zwiedzania można się po
prostu położyć w ciemności, posłuchać muzyki i obejrzeć piękne rzeczy, bez kiwnięcia
palcem? Ja nigdy wcześniej! A do teraz jestem tym pomysłem absolutnie
zachwycona.
Z ręką na sercu przyrzekam – Aurora Reykjavik to absolutnie najlepsze, najmniej nudne muzeum, w
jakim kiedykolwiek byłam! Nie znalazłam tam ani jednej nieprzydatnej czy
nieciekawej informacji, niemal wszystkie przepiękne zdjęcia (jak powiedziała mi
Giorgia, przemiła dziewczyna pracująca w muzeum) są wykonane specjalnie na
potrzeby placówki przez współpracujących z nią fotografów.
Nam akurat udało się zobaczyć fantastyczną zorzę na żywo (o
tym osobny wpis niebawem), jednak sądzę, że gdybym nie miała takiego szczęścia,
wizyta w muzeum zrekompensowałaby mi to w naprawdę dużej mierze!
Wszystkie zdjęcia objęte są prawami autorskimi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz