Z czym kojarzy Wam
się słowo wiking?
Założę się, że zdecydowana większość od razu ma w głowie
obraz starszego pana (często siwego), ubranego w wiele warstw szaro-burych
ubrań, wyglądających może na trochę znoszone, opcjonalnie z metalowymi
elementami na wierzchu. Długie włosy to konieczność – czasem zaplecione w dwa
warkocze. A jeśli nie na głowie, fryzurę można znaleźć na długiej niemal po pas
brodzie. Głowę zawsze zdobi ciężki hełm z wielkimi rogami.
Przeciętny wiking siedzi na łodzi, bardzo głośno krzyczy i budzi postrach wśród dzieci i zwierząt – tak przynajmniej wyglądało to w mojej wyobraźni. Aż do zeszłego tygodnia, kiedy miałam okazję odwiedzić muzeum Viking World w niewielkiej islandzkiej miejscowości Reykjanesbær.
Muzeum zajmuje dwa piętra, a znajdujące się na nich wystawy
podzielone są tematycznie. Parter to wszystko, co związane z historią wikingów:
od krótkiego wprowadzenia skąd w ogóle się wzięli, przez kolorowe mapy z
trasami ich podróży mających na celu podbój europejskich krajów. Będziecie
mieli okazję zobaczyć jakimi narzędziami posługiwali się wikingowie – na
Islandii wciąż odbywają się wykopaliska w poszukiwaniu przedmiotów, jakimi się
posługiwali. Wiele z nich można obejrzeć w Viking World, razem ze zdjęciami z
poszukiwań.
Zaskoczyły mnie fotografie torfowych domów – mijaliśmy je
przecież tyle razy, ale nikt z nas nawet nie pomyślał, że są to pozostałości po
domostwach wikingów!
Choć dolna sala jest niewielka, traktuje o wszystkich
istotnych rzeczach w dziejach historii skandynawskich wojowników: na kolorowych
tablicach informacyjnych znajdziecie opisy ich codziennego życia czy broni,
której używali (razem z wykopanymi przykładami w postaci wieeeeelkich mieczy!).
Uchowało się też trochę miejsca na pięknie wykonane makiety i zrekonstruowaną
łódź.
Spora część dolnej wystawy poświęcona jest islandzkim sagom
o wikingach. Jeśli ktoś jest choć trochę zainteresowany tematem, jestem pewna,
że po wizycie w Viking World wciągnie się w to jeszcze bardziej!
Dla mnie osobiście najciekawsza okazała się gablota z tupilakami.
W grenlandzkiej kulturze były to niewielkie figurki tworzone przez szamanów
przy wykorzystaniu zwierzęcych części takich jak sierść, kości czy ścięgna.
Przedstawiały najczęściej różnego rodzaju stwory. Wierzono, że tupilaki miały
moc znajdowania oraz niszczenia ukrywających się wrogów.
Po wyjściu z części wystawowej
można wybrać się do sali kinowej, gdzie wyświetlane są około godzinne filmy o
wikingach. Jest ich kilka w repertuarze, więc w muzeum da się spędzić naprawdę długi
czas!
Górna część ekspozycji jest związana głównie z kulturą,
jednak nie w tak oczywisty sposób jakby się mogło wydawać. Choć informacje na
temat tego, w co wierzyli wikingowie były ciekawe, mnie najbardziej zachwycił spacer ciemnym korytarzem. Czarne ściany,
wąskie przejścia, a po obu stronach kolorowe obrazy i instalacje
przedstawiające życie i kulturę skandynawskich wojowników. Wszystkie prace
zostały stworzone przez współczesnych islandzkich artystów.
Niewątpliwe imponujące wrażenie robi ogromny, ale naprawdę,
NAPRAWDĘ ogromny statek podwieszony pod sufitem. Można na niego wejść z poziomu
pierwszego piętra.
Muzeum Wikingów to miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia –
i nie zwracam się tylko do tych, którzy pasjonują się ich dziejami. Mówię to
jako zupełny laik zarówno w temacie starszych panów z brodami i w hełmach, jak
i w temacie historii ogólnie (cóż, będąc jeszcze w szkole nigdy nie udało mi
się złapać bakcyla i zafascynować tym przedmiotem). Muzeum jest niewielkie,
bardzo przyjemne, proste w zwiedzaniu
(myślę, że to najodpowiedniejsze słowo – nie cierpię muzeów, które zajmują
wielką przestrzeń, choć wcale nie mają zbyt wielu eksponatów, przez co mnóstwo
w nich niezagospodarowanego miejsca; o wiele bardziej wolę te małe, przytulne,
ale za to konkretne) i niewątpliwie ciekawe!
Zresztą, mając na uwadze nieokiełznaną i zdecydowanie mocno nieprzewidywalną
islandzką pogodę, to miejsce może stać się świetną alternatywą na chłodniejszy,
deszczowy dzień.
Wszystkie zdjęcia zrobione zostały przez Jesse Ju Jialiang i
objęte są prawami autorskimi
Po zdjęciach odnoszę wrażenie, że to naprawdę ciekawe miejsce. Chyba przez ten wielki statek przypomina mi trochę Muzeum Vasa w Sztokholmie. ;)
OdpowiedzUsuńNie znam, nie słyszałam, ale aż wygugluję! :)
UsuńMoim zdaniem jak najbardziej ciekawe - a tak jak wspomniałam, nie kręci mnie ten temat jakoś szalenie, a mimo wszystko byłam w stanie się zainteresować. Myślę, że dla prawdziwego pasjonata to istny raj!