czwartek, 31 sierpnia 2017

[95] Co zobaczyć na Azorach? - część druga

Dzień 3


#Chá Gorreana

Czułam dreszczyk ekscytacji na samą myśl o odwiedzeniu jedynej w Europie plantacji herbaty. Czy to nie brzmi dumnie?

Wybraliśmy się tam z samego rana, co – mimo wątpliwej pogody – okazało się być strzałem w dziesiątkę. Na szlaku prowadzącym wśród herbacianych krzewów byliśmy praktycznie sami; mijaliśmy kogoś naprawdę sporadycznie.

Szlak jest idealny na około godzinny trekking. Po spacerze natomiast sugeruję zwiedzenie fabryki herbaty znajdującej się tuż obok plantacji. Można zobaczyć calutki proces przygotowywania herbaty do użycia – od mielenia, przez suszenie, po pakowanie. Obok natomiast znajduje się przemiła kawiarnia, gdzie można również wypić herbatę – z plantacji oczywiście. Fani napoju poczują się tu jak w niebie, gdyż zarówno zwiedzanie terenu, fabryki jak i herbaciany poczęstunek są całkowicie za darmo!

















#Furnas

Obszar geotermalnie aktywny – oznacza to tyle, że jest tu mnóstwo gejzerów i gorących źródeł. W tych pierwszych przyrządza się znane na Azorach Cozido das Furnas. Do gejzera pakuje się wielki garnek pełen mięsa (kombinacje są różne; my próbowaliśmy akurat takiego z pięcioma rodzajami mięsa) i warzyw, a następnie zostawia się go tam na ok. 8 godzin. Po tym czasie cozido jest gotowe do spożycia. W Furnas często można było zauważyć przy pojedynczych gejzerach tabliczki z nazwami restauracji, które w nich gotują swoje cozido. (swoją drogą, w moim odczuciu cozido das Furnas to trochę przerost formy nad treścią. Nie smakowało jakoś inaczej, ani tym bardziej lepiej, niż mięso duszone w warunkach domowych; ja satysfakcję poczułam głównie ze świadomości, że wszystko, co miałam na talerzu, kisiło się wcześniej w gejzerze)







#Poça da Dona Beija

Kolejne gorące źródła; tym razem nieco skomercjalizowane. Znajdują się tuż obok Furnas. Wejście kosztuje 4 € i o ile nie jest to jakaś zawrotna cena, tak moim osobistym zdaniem… Nie jest wcale tak super. Po pierwsze – pełno ludzi. Po drugie – niby to naturalne gorące źródła, ale całość jest maksymalnie dostosowana do turystów. Betonowe baseny – przynajmniej w moim odczuciu – nie nadają całości zbyt przytulnego klimatu. Jednak to tylko moja subiektywna opinia; osobiście o niebo bardziej podobały mi się gorące źródła w Caldeira Velha. Natomiast obiektywnie patrząc, Poça da Dona Beija jest całkiem przyjemnym miejscem. Wokół jest dużo zieleni, łazienki i przebieralnie są czyste i przestronne, obsługa bardzo miła.




#Lagoa do Congro

Kolejne z zielonych jezior na wyspie São Miguel. Zejście do niego okazało się nieco strome, w zasadzie to musieliśmy porządnie się nagimnastykować, żeby nie wylądować tyłkiem w błocie (które, zważając na deszczową azorską aurę, chyba zawsze jest tam po kolana), a właściwie to i tak nam się to nie udało. Jednak biorąc pod uwagę niemal pusty szlak, prowadzący przez cichy, zielony i spokojny las, warto było zrobić sobie spacer!





#Miradouro da Nossa Senhora da Paz

Punkt widokowy, który zrobił na mnie absolutnie największe wrażenie. Na początku mieliśmy spory problem, żeby go znaleźć, jako że Google Maps pokazywało nam drogi, które w ogóle nie istniały (przypuszczam, że mapy na wyspie są po prostu od dawna nieaktualizowane). W końcu, po zaczerpnięciu informacji od przypadkowych przechodniów, znaleźliśmy drogę do Miradouro da Nossa Senhora da Paz. Naszym oczom ukazało się niewielkie wzgórze, na którego szczycie był niewielki kościół. Na górę prowadziło duuuuużo schodów. Po kilku minutach wspinaczki naszym oczom ukazał się przepiękny widok. Udało nam się być tam tuż przed zachodem słońca; staliśmy więc na szczycie, zachwycając się gra światła na oceanie.









#Miradouro da Barossa / Miradouro da Lagoa do Fogo

Wspominałam, że by w końcu zobaczyć Lagoa do Fogo, mieliśmy kilka podejść. Jezioro usytuowane jest wysoko, przez co przeważnie zasłonięte jest niemal całkowicie przez zaczepiające się o górę chmury. Od pierwszego dnia pobytu, wracając wieczorami do domku, podjeżdżaliśmy na punkt widokowy, by zobaczyć wreszcie Lagoa do Fogo. Udało się dopiero trzeciego dnia!

Ciężko mi powiedzieć, z którego miradouro jest lepszy widok – znajdują się bardzo blisko siebie. W każdy razie, jezioro widziane z góry robi naprawdę niesamowite wrażenie.






Dzień 4


#Miradouro de Palheiro
(na mapie Gazebo Haystack)

Na Azorach, podobnie jak na Islandii, występują czarne plaże. Ich kolor bierze się z popiołów wulkanicznych. Na São Miguel taką plażę można zobaczyć z Miradouo de Palheiro. Da się na nią bez problemu zejść, a i widok z tego miejsca jest niczego sobie!






#szlak Serra Devassa
(na mapie Lagoa Rasa)

Prawdę mówiąc, znaleźliśmy ten szlak całkiem przypadkowo. Jednak jako że wyglądał całkiem przyjemnie, postanowiliśmy zafundować sobie około dwugodzinny trekking po lasach, górach i dolinach.

Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę! Choć moje buty straciły na nim życie (błoto było tak wielkie i klejące, że odpadły mi całkowicie podeszwy), dla widoków i wszechogarniającej zieleni naprawdę było warto.

Szlak nie jest ani specjalnie stromy, ani wymagający, więc nawet osoby nie będące specjalnymi fanami chodzenia po górach powinny sobie na nim poradzić i czerpać z wędrówki radość.












#Miradouro da Boca do Inferno

Jeśli wpiszecie w wyszukiwarkę Azory São Miguel, prawdopodobnie pierwsze zdjęcia, jakie się pojawią, będą właśnie z tego miejsca. Jest to chyba najpopularniejszy punkt widokowy na wyspie, z którego rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na Lagoa do Canário oraz Lagoa Azul. Szukaliśmy tego miejsca przez całe cztery dni! Możecie więc wyobrazić sobie naszą radość, kiedy w końcu się udało.











#Ponta Delgada

Ostatnie miejsce, które odwiedziliśmy podczas wyjazdu i w którym spędziliśmy ostatnią noc. Stolica Azorów jest niewielka – zamieszkuje ją mniej niż 70 tysięcy mieszkańców, a miasto da się zwiedzić w całości właściwie na piechotę. Spędziliśmy tam jedno popołudnie.

Przyznam, że miasto nie zrobiło na mnie jakiegoś szczególnego wrażenia (może dlatego, że zobaczyliśmy wcześniej tyle wspaniałych miejsc), jednak całkiem przyjemnie się po nim przejść.





Wszystkie zdjęcia są autorstwa Kamili Szczuczko, Zuzanny Długosz, Magdy Futymy i Kirila Kozlenko.
Różnice w kolorach i jakości spowodowane są tym, że część zdjęć wykonana została lustrzanką, część natomiast aparatami w telefonach.