Nie od dziś wiadomo, że ludzie południa charakteryzują się
nieco bardziej wyluzowanym podejściem do życia, większą otwartością i ogólnie
permanentnie lepszym humorem. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego tak jest, choć
od pewnego czasu skłaniam się ku teorii, że to wszystko sprawka słońca – jak
wiadomo, wzmaga ono produkcję witaminy D, która ma zbawienny wpływ na
człowieka. Przy jej odpowiednim poziomie człowiek jest szczęśliwszy i lepiej
się czuje, więc dedukuję, że dzięki temu optymistyczniej i życzliwiej podchodzi
do ludzi wokół.
Ma to swoje zasadnicze plusy. Na przykładzie ostatniego pół
roku spędzonego w Portugalii mogę powiedzieć, że życie wśród ludzi otwartych i
wiecznie uśmiechniętych jest bardzo przyjemne. Możecie mi wierzyć –
Portugalczycy nie mają najmniejszych problemów z nawiązywaniem kontaktu z obcym
człowiekiem. Przez niemal sześć miesięcy średnio co drugi dzień zagadywał nas
ktoś obcy – czy to w parku, czy na ulicy, czy podczas przerwy w pracy, kiedy
siedziałyśmy w pomarańczowym zagajniku. Zwykle wywiązywała się z tego naprawdę
długa i interesująca konwersacja.
Na początku nie byłam jednak pewna, czy portugalskie
podejście do życia będzie miało odzwierciedlenie w kwestii autostopu. Wszak
Hiszpanie również są otwartym narodem, jednak o hiszpańskim autostopie
naczytałam i nasłuchałam się tylko kiepskich opinii. Że nie chcą brać, że
utknąć w Hiszpanii to najgorsze co może zdarzyć się podczas podróży. No ale w
końcu kto nie ryzykuje, ten nie ma, a kto nie próbuje, ten nie wie.
Mniej więcej w drugim tygodniu po przeprowadzce
postanowiłyśmy zobaczyć Boca do Inferno.
W tym celu pociągiem pojechałyśmy do miejscowości Cascais, znajdującej się
około 30 kilometrów od Lizbony. Jednak jako że zwiedzanie poszło nam szybciej
niż się spodziewałyśmy, postanowiłyśmy spróbować wrócić stopem – ot, żeby
przetestować jego działanie w tym kraju.
Przy drodze stałyśmy jakieś 20 minut. W międzyczasie
zatrzymały się chyba ze trzy czy cztery samochody, do których nie wsiadłyśmy
tylko dlatego, że kierowcy jechali w innym kierunku. Do ostatniego samochodu
wsiadłyśmy, a przemiła pani dopytywała jeszcze przy której linii metra w
Lizbonie nas wysadzić, żeby było nam najbliżej do domu.
Kolejny wyjazd też ograniczał się do okolicy. Z tego co
pamiętam, postanowiłyśmy pojechać stopem na Cabo da Roca. Ani razu nie stałyśmy przy drodze dłużej niż 10
minut.
Apogeum radości był wyjazd do Évory. Piętnaście minut na
wylotówce z Lizbony i samochód – starsza pani, która nas zabrała, jechała do
miejscowości znajdującej się kilkanaście kilometrów od naszego celu. Po drodze
zatrzymałyśmy się na stacji benzynowej na kawę, za którą kategorycznie
zabroniła nam zapłacić. Wysadziła nas w całkiem dobrym miejscu, w którym
kolejny samochód złapałyśmy 5 minut później. Podobnie było następnego dnia, gdy
ruszyłyśmy w drogę powrotną – tym razem pół godziny na wylotówce z Évory i
samochód prosto do centrum Lizbony.
Biorąc natomiast pod uwagę początek naszej podróży
powrotnej, można by odnieść wrażenie, że autostop w Portugalii wcale nie jest
taki prosty i przyjemny. Co prawda z Lizbony znów wyjechałyśmy po jakichś 20
minutach, natomiast później stałyśmy przy drodze niemal trzy godziny. Trochę
kiepsko, no nie? Ze wstydem muszę jednak przyznać, że była to tylko i wyłącznie
nasza wina… Nasz pierwszy kierowca jechał do miejscowości po drugiej stronie
mostu, która średnio była na trasie najbardziej optymalnej dla nas. Wsiadłyśmy
jednak, niewiele myśląc i zachłystując się świadomością, że przynajmniej się ruszymy. Pech chciał,
że 98% ludzi przejeżdżających przez tę miejscowość jechało… do Lizbony. Trzy
godziny przy drodze nie znaczyły wcale, że nic się nie działo. Gdzie tam!
Samochody zatrzymywały się przy nas średnio co 5-10 minut. I naprawdę każdy z
kierowców chciał nam pomóc! To my nie chciałyśmy wracać się do Lizbony, bo było
to bez sensu.
Nie jestem zbytnią fanką uogólniania. Przed autostopową podróżą po Włoszech tyle się przecież naczytałam, że autostop we Włoszech działa tragicznie. Okazało się, że jedyną nieprzyjemną rzeczą w tej kwestii jest policja, która autostopowiczów zdecydowanie nie lubi; ludzie natomiast są w większości przemili i bardzo pomocni, chętnie się zatrzymują i niejednokrotnie nadrabiają drogi.
Dlatego też nie chcę stwierdzać jednoznacznie: autostop w Portugalii jest
super. Mam kolegę, który z każdą naszą autostopową wyprawą nie mógł się nadziwić,
dlaczego tak łatwo nam idzie – on za każdym razem miał pecha, przez co najpierw
stał długie godziny przy drodze, a ostatecznie i tak musiał iść na autobus.
Jednak z mojego doświadczenia wynika, że Portugalczycy są bardzo przyjaźnie
nastawieni do tej formy transportu. Gdybym znów miała wybrać, wróciłabym do
Polski dokładnie w taki sam sposób; nawet ze świadomością, że nadrobiłyśmy kupę
kilometrów, przemierzając samą Portugalię. Z tak życzliwymi i otwartymi ludźmi
warto!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz