Dzień 3
#Chá Gorreana
Czułam dreszczyk ekscytacji na samą myśl o odwiedzeniu
jedynej w Europie plantacji herbaty. Czy to nie brzmi dumnie?
Wybraliśmy się tam z samego rana, co – mimo wątpliwej pogody
– okazało się być strzałem w dziesiątkę. Na szlaku prowadzącym wśród
herbacianych krzewów byliśmy praktycznie sami; mijaliśmy kogoś naprawdę
sporadycznie.
Szlak jest idealny na około godzinny trekking. Po spacerze
natomiast sugeruję zwiedzenie fabryki herbaty znajdującej się tuż obok
plantacji. Można zobaczyć calutki proces przygotowywania herbaty do użycia – od mielenia, przez suszenie,
po pakowanie. Obok natomiast znajduje się przemiła kawiarnia, gdzie można
również wypić herbatę – z plantacji oczywiście. Fani napoju poczują się tu jak
w niebie, gdyż zarówno zwiedzanie terenu, fabryki jak i herbaciany poczęstunek
są całkowicie za darmo!
#Furnas
Obszar geotermalnie aktywny – oznacza to tyle, że jest tu
mnóstwo gejzerów i gorących źródeł. W tych pierwszych przyrządza się znane na
Azorach Cozido das Furnas. Do
gejzera pakuje się wielki garnek pełen mięsa (kombinacje są różne; my
próbowaliśmy akurat takiego z pięcioma rodzajami mięsa) i warzyw, a następnie
zostawia się go tam na ok. 8 godzin. Po tym czasie cozido jest gotowe do
spożycia. W Furnas często można było zauważyć przy pojedynczych gejzerach
tabliczki z nazwami restauracji, które w nich gotują swoje cozido. (swoją
drogą, w moim odczuciu cozido das Furnas to trochę przerost formy nad treścią.
Nie smakowało jakoś inaczej, ani tym bardziej lepiej, niż mięso duszone w
warunkach domowych; ja satysfakcję poczułam głównie ze świadomości, że
wszystko, co miałam na talerzu, kisiło się wcześniej w gejzerze)
#Poça da Dona Beija
Kolejne gorące źródła; tym razem nieco skomercjalizowane.
Znajdują się tuż obok Furnas. Wejście kosztuje 4 € i o ile nie jest to jakaś
zawrotna cena, tak moim osobistym zdaniem… Nie jest wcale tak super. Po
pierwsze – pełno ludzi. Po drugie – niby to naturalne gorące źródła, ale całość
jest maksymalnie dostosowana do turystów. Betonowe baseny – przynajmniej w moim
odczuciu – nie nadają całości zbyt przytulnego klimatu. Jednak to tylko moja
subiektywna opinia; osobiście o niebo bardziej podobały mi się gorące źródła w
Caldeira Velha. Natomiast obiektywnie patrząc, Poça da Dona Beija jest całkiem
przyjemnym miejscem. Wokół jest dużo zieleni, łazienki i przebieralnie są
czyste i przestronne, obsługa bardzo miła.
#Lagoa do Congro
Kolejne z zielonych jezior na wyspie São Miguel. Zejście do
niego okazało się nieco strome, w zasadzie to musieliśmy porządnie się
nagimnastykować, żeby nie wylądować tyłkiem w błocie (które, zważając na
deszczową azorską aurę, chyba zawsze jest tam po kolana), a właściwie to i tak
nam się to nie udało. Jednak biorąc pod uwagę niemal pusty szlak, prowadzący
przez cichy, zielony i spokojny las, warto było zrobić sobie spacer!
#Miradouro da Nossa
Senhora da Paz
Punkt widokowy, który zrobił na mnie absolutnie największe
wrażenie. Na początku mieliśmy spory problem, żeby go znaleźć, jako że Google
Maps pokazywało nam drogi, które w ogóle nie istniały (przypuszczam, że mapy na
wyspie są po prostu od dawna nieaktualizowane). W końcu, po zaczerpnięciu
informacji od przypadkowych przechodniów, znaleźliśmy drogę do Miradouro da
Nossa Senhora da Paz. Naszym oczom ukazało się niewielkie wzgórze, na którego
szczycie był niewielki kościół. Na górę prowadziło duuuuużo schodów. Po kilku
minutach wspinaczki naszym oczom ukazał się przepiękny widok. Udało nam się być
tam tuż przed zachodem słońca; staliśmy więc na szczycie, zachwycając się gra
światła na oceanie.
#Miradouro da Barossa
/ Miradouro da Lagoa do Fogo
Wspominałam, że by w końcu zobaczyć Lagoa do Fogo, mieliśmy
kilka podejść. Jezioro usytuowane jest wysoko, przez co przeważnie zasłonięte
jest niemal całkowicie przez zaczepiające się o górę chmury. Od pierwszego dnia
pobytu, wracając wieczorami do domku, podjeżdżaliśmy na punkt widokowy, by
zobaczyć wreszcie Lagoa do Fogo. Udało się dopiero trzeciego dnia!
Ciężko mi powiedzieć, z którego miradouro jest lepszy widok
– znajdują się bardzo blisko siebie. W każdy razie, jezioro widziane z góry
robi naprawdę niesamowite wrażenie.
Dzień 4
#Miradouro de Palheiro
(na mapie
Gazebo Haystack)
Na Azorach, podobnie jak na Islandii, występują czarne
plaże. Ich kolor bierze się z popiołów wulkanicznych. Na São Miguel taką plażę
można zobaczyć z Miradouo de Palheiro. Da się na nią bez problemu zejść, a i
widok z tego miejsca jest niczego sobie!
#szlak Serra Devassa
(na mapie Lagoa Rasa)
Prawdę mówiąc, znaleźliśmy ten szlak całkiem przypadkowo.
Jednak jako że wyglądał całkiem przyjemnie, postanowiliśmy zafundować sobie
około dwugodzinny trekking po lasach, górach i dolinach.
Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę! Choć moje buty
straciły na nim życie (błoto było tak wielkie i klejące, że odpadły mi
całkowicie podeszwy), dla widoków i wszechogarniającej zieleni naprawdę było
warto.
Szlak nie jest ani specjalnie stromy, ani wymagający, więc
nawet osoby nie będące specjalnymi fanami chodzenia po górach powinny sobie na
nim poradzić i czerpać z wędrówki radość.
#Miradouro da Boca do
Inferno
Jeśli wpiszecie w wyszukiwarkę Azory São Miguel, prawdopodobnie pierwsze zdjęcia, jakie się
pojawią, będą właśnie z tego miejsca. Jest to chyba najpopularniejszy punkt
widokowy na wyspie, z którego rozpościera się zapierający dech w piersiach
widok na Lagoa do Canário oraz Lagoa Azul. Szukaliśmy tego miejsca przez całe
cztery dni! Możecie więc wyobrazić sobie naszą radość, kiedy w końcu się udało.
#Ponta Delgada
Ostatnie miejsce, które odwiedziliśmy podczas wyjazdu i w
którym spędziliśmy ostatnią noc. Stolica Azorów jest niewielka – zamieszkuje ją
mniej niż 70 tysięcy mieszkańców, a miasto da się zwiedzić w całości właściwie
na piechotę. Spędziliśmy tam jedno popołudnie.
Przyznam, że miasto nie zrobiło na mnie jakiegoś
szczególnego wrażenia (może dlatego, że zobaczyliśmy wcześniej tyle wspaniałych
miejsc), jednak całkiem przyjemnie się po nim przejść.
Wszystkie zdjęcia są autorstwa Kamili Szczuczko, Zuzanny Długosz, Magdy Futymy i Kirila Kozlenko.
Różnice w kolorach i jakości spowodowane są tym, że część zdjęć wykonana została lustrzanką, część natomiast aparatami w telefonach.