Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pociąg. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pociąg. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 21 lipca 2015

[48] Nie taki Woodstock straszny - lifehacki festiwalowe

O czym jak o czym, ale o Woodstocku mogę opowiadać do znudzenia. We wpisie o Przystanku wyczerpałam chyba większość możliwych argumentów mających na celu przekonanie tych, którzy wciąż mają opory, żeby odwiedzić Kostrzyn nad Odrą, że jest to słuszny krok. Ale co jak już zdecydujecie, że chcecie przyjechać na festiwal? Pierwsze razy są trudne. Nie wiadomo co, jak, o czym pamiętać, co zabrać i że istnieją życiowe lifehacki, także woodstockowe. Do dzieła.

Kup bilet na pociąg wcześniej
Można to zrobić na stronie przewozów regionalnych. Jeśli wiesz dokładnie kiedy i dokąd planujesz wrócić z festiwalu, warto kupić od razu bilety w dwie strony. Wprawdzie w Kostrzynie przez cały czas działa punkt biletowy, jednak kolejki do niego są ogromne – szkoda twojego czasu.

Na dworcu również bądź wcześniej
Serio. Dziesięć minut przed odjazdem to trochę życie na krawędzi, chyba że nie zależy ci aż tak na miejscu siedzącym. Chyba że nie zależy ci aż tak na jakimkolwiek miejscu i lubisz jechać kilka(naście) godzin wciśnięty gdzieś między drzwi a pociągową ubikację.
Uwaga: jeśli jedziesz na Woodstock samochodem, pamiętaj, że wjazd na teren festiwalu możliwy jest do kilku dni przed jego rozpoczęciem (w tym roku do 26.07 do północy)

Nie bierz za dużo bagażu
Popełniłam ten błąd podczas pierwszego Woodstocku. Wielki plecak, bo może to się przyda, tamto też, koszulek więcej, bo co jak się wybrudzę jak świnia.
Za kolejnym razem zmądrzałam i mój bagaż ograniczył się do plecaka rozmiarów mniej więcej małego bagażu podręcznego. Właściwie na Woodstock nie potrzebujesz niczego bardziej zaawansowanego technologicznie niż trzy pary gaci, mydło i kawałek śpiwora. Dostęp do kranów jest nieograniczony, a posiadając parę sprawnych rączek na pewno będziesz w stanie przeprać sobie ubłocone skarpetki.
Na terenie Przystanku znajduje się ogromny, polowy i bardzo tani Lidl, w którym można kupić wszystko. Dosłownie wszystko. Namiot, leżak i bieliznę na zmianę również. Dlatego też nie jest koniecznym wiezienie ze sobą do Kostrzyna kilogramów pasztetu i chleba. Wszystko kupisz na miejscu, a paragony z zakupów często można wymienić np. na darmową kawę.
Uwaga: jeśli wybierasz się na festiwal sporo dni przed rozpoczęciem, musisz wziąć pod uwagę, że udogodnienia takie jak krany, płatne prysznice, strefa gastro czy Lidl będą jeszcze nierozstawione.

Przejrzyj wcześniej harmonogram festiwalu
Nie zrobiłam tego dokładnie za pierwszym razem, przez co ominęło mnie sporo fajnych wykładów i warsztatów. Woodstock to nie tylko koncerty – tu cały czas coś się dzieje. Wykłady oraz warsztaty na ASP (Akademii Sztuk Przepięknych), poranne zajęcia z jogi, pokazy kuglarzy, konkursy i zawody (chociażby te nieformalne we flanki). Dokładny i oficjalny harmonogram Przystanku możesz znaleźć na stronie festiwalu lub stworzyć go samodzielnie tutaj: kliknij i stwórz harmonogram

Weź poduszkę!
Być może wspominałam już kiedyś przeczytaną gdzieś historię biednego woodstockowicza, który nie zabrał ze sobą tego pozornie mało znaczącego rekwizytu. Po dwóch dniach w namiocie, w hałasie, w upale i ogólnym zmęczeniu był tak zdesperowany i tak potrzebował minimalnego chociaż komfortu, że użył jako poduszki bochenka chleba. Brzmi śmiesznie, ale naprawdę po kilku dniach bez minimum wygody będziesz zdesperowany. Poduszka nie zajmie dużo miejsca, a oszczędzi twojej szyi bólu.

Materac
Dwa lata temu wspomniany wcześniej bagaż miałam duży, więc bez problemu przyczepiłam do plecaka karimatę. Ale przyczepienie karimaty do plecaka trzy razy mniejszego od niej samej nie jest już takie proste. W zeszłym roku znalazłyśmy z Zuzą idealne rozwiązanie – zamiast karimat zabrałyśmy ze sobą dwuosobowy dmuchany materac. Jego przewiezienie jest wprawdzie trudniejsze, bo zajmuje więcej miejsca i nie jest tak lekki jak karimata, ale komfort spania jest nieporównywalny. Nie dość, że miękko, nie wieje od podłoża i w ogóle nie trzeba się tak bardzo przejmować nierówną ziemią (a i żaden patyk nie zacznie niespodziewanie gryźć w plecy w środku nocy), to w razie deszczu nie trzeba martwić się pobudką w kałuży. Materac to według mnie zdecydowanie najlepszy lifehack woodstockowy – przynajmniej jak do tej pory.

Jeśli wciąż boisz się, że możesz mieć problem z rozsądnym spakowaniem plecaka na Woodstock, drużyna Jurka Owsiaka przychodzi z pomocą.


Pomaluj paznokcie
Nie jestem pewna, czy panowie skuszą się na ten krok, jednak myślę, że dziewczyny jak najbardziej powinny. Jak powszechnie wiadomo, Woodstock nazywany jest pieszczotliwie Brudstokiem nie bez powodu. Teren jest wprawdzie w większości trawiasty, jednak sporo na nim miejsc piaszczystych i ziemistych, a co się z tym wiąże – pełno kurzu i pyłu. Wszędzie - przygotuj się, że po powrocie z Woodstocku przez trzy dni będziesz smarkać na czarno. Co do tego wszystkiego mają pomalowane paznokcie? Otóż już po kilku godzinach na festiwalu nawet największemu czyściochowi za paznokciami utworzy się tak zwana żałoba. Uciążliwym jest ciągłe wyciąganie piachu zza paznokci, a malując je na ciemny kolor łatwiej o nim zapomnieć. Czego oczy nie widzą tego sercu nie żal, prawda?

Jedz arbuzy!
Szukając w internecie zdjęć woodstockowiczów zawsze prędzej czy później trafisz na ludzi w arbuzowych hełmach, arbuzowych biustonoszach, z arbuzowymi miskami i torebkami. Wniosek wysuwa się tylko jeden: arbuz jest wielofunkcyjnym środkiem zesłanym z nieba. Wierz lub nie, ale naprawdę idealnie sprawdza się jako uzupełnienie woodstockowej diety. Przy upale nawodni, jednocześnie wypełni żołądek na tyle, że żaden głód cię nie pokona. Do kupienia oczywiście w Lidlu.

Nie świruj z bezpieczeństwem
Wiele razy spotkałam się z pomysłem zamykania namiotu na kłódkę „bo na Woodstocku kradną”. No jasne, że kradną. Tak samo jak w supermarkecie, w autobusie i nad jeziorem; wszędzie trafi się jakiś oszołom. Po co więc dawać potencjalnemu złodziejowi sygnał, że trzymasz w namiocie coś cennego? Tak, kłódka jest sygnałem; po coś ją w końcu masz. Najlepiej mieć wszystkie wartościowe rzeczy cały czas przy sobie  - mam na myśli przede wszystkim dokumenty, pieniądze i telefon. Świetnie w tym celu sprawdza się nerka. Co z resztą cennych przedmiotów, które są za duże/zbyt niewygodne, by trzymać jej 24/7 przy sobie? Najlepiej po prostu zostaw je w domu :)

Ochrona przed słońcem
Niby oczywiste, ale w ferworze festiwalowych uniesień łatwo zapomnieć o kremie z filtrem i czymś na głowę. Wiem, że brzmi to trochę jakbym była przewrażliwiona, ale… naprawdę. Podczas Woodstocku rzadko się zdarza (przynajmniej mi) siedzieć non stop w miejscu. Przeważnie chodzi się od sceny do ASP, do kranów, do strefy gastro, a większość przestrzeni jest niezacieniona. Nawet nie zauważysz, kiedy słońce spali cię na skwarkę.

Zabierz plandekę lub folię budowlaną/malarską
Idealna na ochronę namiotu przed deszczem – można położyć pod spód bądź zawinąć na wierzch. Podwieszona na drzewie nad twoim miejscem biwakowym zapewni ochronę przed niechcianymi gośćmi w postaci kleszczy spadającymi z nieba.

Weź latarkę
W toi toiach jest ciemno, szczególnie w nocy. Sprawdzone info.

Żulerski kocyk
Żulerskim kocykiem nazywany jest koc spełniający funkcje brudne, robocze i izolujące. Świetnie nadaje się do siedzenia w piachu i nie jest go szkoda, gdy wybrudzi się masłem. Polecam każdemu takiego przyjaciela.

Nie masz z kim jechać?
Zapewne nie tylko ty. Dobrym rozwiązaniem jest bank podróży  – ogłaszają się tu ludzie, którzy również szukają kompana. Do Festiwalu jeszcze tydzień, więc do dzieła – im szybciej tym lepiej!




środa, 6 sierpnia 2014

[6] Przystanek Woodstock!


Kiedy byłam młoda i głupia, mogłam nie rozumieć wielu rzeczy i było to w pełni uzasadnione. Teraz jestem troszkę starsza i nadal nie potrafię pojąć, dlaczego wszystko co dobre, fajne i miłe tak szybko się kończy. O ile ostatni tydzień był tym najlepszym w roku, tak 2.08 ponownie stał się dniem, w którym prawie milion osób z bólem i żalem pogrążyło się w rozpaczy, zadając sobie egzystencjalne pytanie: DLACZEGO?! Dlaczego XX Przystanek Woodstock już się skończył? To niestety pierwsza zasadnicza wada festiwalu – za każdym razem się kończy i znów trzeba czekać na niego cały rok.

Debiutowałam w Kostrzynie dopiero rok temu, ale większych różnic między Przystankami nie ma. Może jedynie rozmieszczenie gastronomii się zmienia. No i w tym roku nie czuwał nad nami wszystkimi Wielki Woodstockowicz Carlsberga.

Za to co roku wracam z siniakami. Czasem mniejszymi jak te zeszłoroczne…

…a czasem całkiem potężnymi, jak moja tegoroczna pamiątka.

Warto dodać, że nabiłam go sobie potykając się o pociąg jadący do Kostrzyna (nie pytajcie…) jakieś 10 dni temu. Wyjątkowo się do mnie przywiązał, bo nie opuścił mojej nogi do tej pory.
W tym roku wybraliśmy się na Woodstock o 2 dni szybciej niż w 2013. Przyszłoroczny planujemy rozpocząć kolejnych kilka dni wcześniej. Mimo że na polu robi się gęsto dopiero w przeddzień lub pierwszego dnia festiwalu, magiczna i beztroska atmosfera unosi się w powietrzu o wiele szybciej.

Moim zdaniem szkoda rezygnować z pociągowego transportu. Nie dość, że to w nim zaczyna się prawdziwie woodstockowa impreza, PKP wioząc te dzikie hordy ludzi do Kostrzyna ma okazję zobaczyć na własne oczy kreatywność woodstockowiczów.

(powyżej specjalny znak świadczący o tym, że podczas podróży korzystało się już z ubikacji)

Nie należy mieć wysokich oczekiwań co do standardu woodstockowego życia. Warto zatem celebrować proste chwile: doceniać proste (i takie same każdego dnia posiłki)…


…umieć skorzystać z faktu, że straż pożarna wjeżdża w koncertowy tłum, by ochłodzić wszystkich wodą…

…nie mieć zbyt wybrednych kubków smakowych…

…a także nie denerwować się, gdy twoje planowo ładne, pamiątkowe zdjęcie z koncertu przeradza się w fotę z przypadkowymi ludźmi stojącymi obok, ale jakże chętnie pozującymi!

Jeśli stosujesz się do tych wskazówek, spotkają cię same pozytywne rzeczy.




Ideą festiwalu nie jest bycie tolerancyjnym i otwartym na siłę. Tu największy mruk i gbur staje się w naturalny sposób serdeczny. Bo jak się nie uśmiechnąć, gdy na fali płynie tygrys?

Nigdy nie zdążysz zastanowić się, czy podejście do osoby spotkanej w drodze do toi toia jest na miejscu, czy wypada. Zanim przez głowę przejdzie ci myśl, że to głupie i właściwie to się trochę wstydzisz, już dawno z tą osobą rozmawiasz jakbyście znali się od lat. Pokonując kilkadziesiąt metrów usłyszysz zapewne pięć komplementów, trzy razy słowa „smacznego”, czternaście osób przybije ci piątkę, osiem cię po prostu bez słowa przytuli, a gdy kichniesz, przez kolejnych 5 minut każdy będzie powtarzał „na zdrowie”. Najnormalniej w świecie, całkiem bezinteresownie.

Na dobrą sprawę możesz jechać na Woodstock bez niczego, wystarczy jeden uśmiech, a ktoś przygarnie cię do namiotu, inny pożyczy koszulkę i śpiwór. Nie przyjeżdża się na festiwal głównie dlatego, że grają wykonawcy warci uwagi, a goście i wykłady na ASP są interesujące (choć zawsze są i bardzo, ale to bardzo je polecam). Wraca się tam dla ludzi i dla atmosfery, której nie da się doświadczyć nigdzie indziej.
A także po to, by spotkać superbohaterów i zrobić sobie z nimi zdjęcia!








Mój faworyt w kategorii - zdjęcie z Jezusem.

W momencie wejścia do pociągu powrotnego (w którym notabene też jest przeważnie miło i wesoło) znaczącą większość uczestników festiwalu ogarnia powszechny syndrom zwany depresją powoodstockową. Objawić może się u każdego bez wyjątku. Przeważnie ze wzmożoną siłą męczy biednych woodstockowiczów od tygodnia do miesiąca czasu po zakończeniu Przystanku, jednak jej echo odbija się zwykle przez cały rok, ze zmiennym natężeniem. Mija na ok. tydzień w dniu ponownego przyjechania do Kostrzyna nad Odrą.



***

Za dwa tygodnie znów wyjeżdżam. Do tego czasu obiecuję skończyć rzetelną relację z Bałkanów i ją opublikować.