środa, 6 sierpnia 2014

[6] Przystanek Woodstock!


Kiedy byłam młoda i głupia, mogłam nie rozumieć wielu rzeczy i było to w pełni uzasadnione. Teraz jestem troszkę starsza i nadal nie potrafię pojąć, dlaczego wszystko co dobre, fajne i miłe tak szybko się kończy. O ile ostatni tydzień był tym najlepszym w roku, tak 2.08 ponownie stał się dniem, w którym prawie milion osób z bólem i żalem pogrążyło się w rozpaczy, zadając sobie egzystencjalne pytanie: DLACZEGO?! Dlaczego XX Przystanek Woodstock już się skończył? To niestety pierwsza zasadnicza wada festiwalu – za każdym razem się kończy i znów trzeba czekać na niego cały rok.

Debiutowałam w Kostrzynie dopiero rok temu, ale większych różnic między Przystankami nie ma. Może jedynie rozmieszczenie gastronomii się zmienia. No i w tym roku nie czuwał nad nami wszystkimi Wielki Woodstockowicz Carlsberga.

Za to co roku wracam z siniakami. Czasem mniejszymi jak te zeszłoroczne…

…a czasem całkiem potężnymi, jak moja tegoroczna pamiątka.

Warto dodać, że nabiłam go sobie potykając się o pociąg jadący do Kostrzyna (nie pytajcie…) jakieś 10 dni temu. Wyjątkowo się do mnie przywiązał, bo nie opuścił mojej nogi do tej pory.
W tym roku wybraliśmy się na Woodstock o 2 dni szybciej niż w 2013. Przyszłoroczny planujemy rozpocząć kolejnych kilka dni wcześniej. Mimo że na polu robi się gęsto dopiero w przeddzień lub pierwszego dnia festiwalu, magiczna i beztroska atmosfera unosi się w powietrzu o wiele szybciej.

Moim zdaniem szkoda rezygnować z pociągowego transportu. Nie dość, że to w nim zaczyna się prawdziwie woodstockowa impreza, PKP wioząc te dzikie hordy ludzi do Kostrzyna ma okazję zobaczyć na własne oczy kreatywność woodstockowiczów.

(powyżej specjalny znak świadczący o tym, że podczas podróży korzystało się już z ubikacji)

Nie należy mieć wysokich oczekiwań co do standardu woodstockowego życia. Warto zatem celebrować proste chwile: doceniać proste (i takie same każdego dnia posiłki)…


…umieć skorzystać z faktu, że straż pożarna wjeżdża w koncertowy tłum, by ochłodzić wszystkich wodą…

…nie mieć zbyt wybrednych kubków smakowych…

…a także nie denerwować się, gdy twoje planowo ładne, pamiątkowe zdjęcie z koncertu przeradza się w fotę z przypadkowymi ludźmi stojącymi obok, ale jakże chętnie pozującymi!

Jeśli stosujesz się do tych wskazówek, spotkają cię same pozytywne rzeczy.




Ideą festiwalu nie jest bycie tolerancyjnym i otwartym na siłę. Tu największy mruk i gbur staje się w naturalny sposób serdeczny. Bo jak się nie uśmiechnąć, gdy na fali płynie tygrys?

Nigdy nie zdążysz zastanowić się, czy podejście do osoby spotkanej w drodze do toi toia jest na miejscu, czy wypada. Zanim przez głowę przejdzie ci myśl, że to głupie i właściwie to się trochę wstydzisz, już dawno z tą osobą rozmawiasz jakbyście znali się od lat. Pokonując kilkadziesiąt metrów usłyszysz zapewne pięć komplementów, trzy razy słowa „smacznego”, czternaście osób przybije ci piątkę, osiem cię po prostu bez słowa przytuli, a gdy kichniesz, przez kolejnych 5 minut każdy będzie powtarzał „na zdrowie”. Najnormalniej w świecie, całkiem bezinteresownie.

Na dobrą sprawę możesz jechać na Woodstock bez niczego, wystarczy jeden uśmiech, a ktoś przygarnie cię do namiotu, inny pożyczy koszulkę i śpiwór. Nie przyjeżdża się na festiwal głównie dlatego, że grają wykonawcy warci uwagi, a goście i wykłady na ASP są interesujące (choć zawsze są i bardzo, ale to bardzo je polecam). Wraca się tam dla ludzi i dla atmosfery, której nie da się doświadczyć nigdzie indziej.
A także po to, by spotkać superbohaterów i zrobić sobie z nimi zdjęcia!








Mój faworyt w kategorii - zdjęcie z Jezusem.

W momencie wejścia do pociągu powrotnego (w którym notabene też jest przeważnie miło i wesoło) znaczącą większość uczestników festiwalu ogarnia powszechny syndrom zwany depresją powoodstockową. Objawić może się u każdego bez wyjątku. Przeważnie ze wzmożoną siłą męczy biednych woodstockowiczów od tygodnia do miesiąca czasu po zakończeniu Przystanku, jednak jej echo odbija się zwykle przez cały rok, ze zmiennym natężeniem. Mija na ok. tydzień w dniu ponownego przyjechania do Kostrzyna nad Odrą.



***

Za dwa tygodnie znów wyjeżdżam. Do tego czasu obiecuję skończyć rzetelną relację z Bałkanów i ją opublikować.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz