czwartek, 25 grudnia 2014

[28] Rusz książką: Paul Smith - To musi się udać


Pięć zasad Twitchhikera
  1. Mogę przyjmować oferty transportu i zakwaterowania tylko za pośrednictwem Twittera.
  2. Mogę wydawać pieniądze tylko na jedzenie, picie i to, co zmieści się w mojej walizce.
  3. Nie mogę robić planów na dłużej niż trzy dni.
  4. Jeśli pojawi się więcej ofert niż jedna, mogę wybrać, którą chcę. Jeśli pojawi się tylko jedna, muszę z niej skorzystać w ciągu 48 godzin.
  5. Jeśli w ciągu dwudziestu czterech godzin nie znajdę sposobu, by kontynuować podróż, wyzwanie zakończy się i wrócę do domu.

Tych wymyślonych przez siebie zasad postanowił trzymać się Paul Smith podczas swojej miesięcznej podróży, w czasie której tak naprawdę na niewiele rzeczy miał wpływ. Pewnego dnia w rodzimym Londynie przyszło mu do głowy pytanie: dokąd dam radę dotrzeć w ciągu 30 dni? Wymyślił sobie Wyspę Campbella, usytuowaną u wybrzeży Nowej Zelandii. Później ustalił plan: rozgłosi swoją akcję w sieci, a konkretniej na Twitterze i… ruszy w podróż. Nie będzie sugerował nikomu dokąd chce się dostać – zda się jedynie na swoich czytelników i ludzką życzliwość. Na miesiąc zrezygnuje ze swojego ułożonego i - jakby nie było - szczęśliwego życia w Londynie, u boku żony i dzieci, chcąc dokonać rzeczy, która – jak to przeważnie przy tego rodzaju projektach bywa – jest krytykowana przez wielu usiłujących podciąć skrzydła, najczęściej jedynie z powodu szczerej zazdrości. 
Ale Paul Smith, znany w internecie (i świecie) jako twitchhiker, nie dał za wygraną i mimo wszystko spróbował. Jak się okazuje w trakcie lektury, nie tylko wizja zostawienia dotychczasowego życia i bliskich na jakiś czas była najcięższą przeszkodą do pokonania, a pewne schorzenie, które przez całą drogę starało się pokrzyżować Paulowi plany. Warto sprawdzić co z tego wynikło.

Jeśli lubicie dosyć lekki, a przy tym maksymalnie ironiczny język książkowy, jestem niemal pewna, że „To musi się udać” przypadnie wam do gustu. Lektura jest gruba (+1 punkt dla niej), choć wciąga tak bardzo, że wydaje się być jedynie dwudziestostronicową opowiastką. Mimo braku zdjęć i obrazków (-839537 punktów) świetnie działa na wyobraźnię i naprawdę trudno się od niej oderwać. U mnie jest w czołówce ulubionych pozycji podróżniczych i tylko czekam, aż skończę wszystkie czytane aktualnie książki, by móc się za nią zabrać ponownie.


Dajcie się zarazić entuzjazmem Paula, pozwólcie sobie na tak wielki dystans do samych siebie jaki ma autor. Zróbcie sobie prezent na święta – w końcu to musi się udać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz