Ile czasu zajęła mu odpowiedź? Godzinę? Siedem godzin?
Jeszcze nie wiem gdzie wydarzy się moje. Może będę mieszkać po trochę
wszędzie tam, gdzie mi się zachce, bez większych zobowiązań i uwiązań, bez mocniejszej
więzi z jakimś miejscem i z ludźmi. Nie wykluczam tego, nie mam nawet planu na
przyszłą środę, a co dopiero na przyszłość. Ale myślę, że jednak marzy mi się
jakaś domowa przystań; koniecznie z dużą kuchnią!
Chcę, żeby mój dom pełnił takie funkcje, jak teraz robi to wynajmowane
mieszkanie. Drzwi będą zawsze otwarte, a przyjaciele będą wpadać na śniadanie,
na herbatę, na film, na pogadanie i na smutki. Kiedy tylko zechcą. Będziemy
cisnąć się w zbyt wiele osób przy jednym stole, z głośników zawsze brzmieć
będzie muzyka.
No właśnie – muzyka. Będę mieć radio i dobre głośniki w każdym
pomieszczeniu, łącznie (a może raczej przede wszystkim) ze wspomnianą kuchnią i
łazienką. Gdy przestanę słuchać biernie, to tylko dlatego, żeby znaleźć się po
drugiej stronie – za mikrofonem. Prowadzenie nocnych audycji brzmi przyjemnie i
nastrojowo, ale musiałabym chyba zabierać ze sobą poduszkę. Tak czy inaczej,
będę się dzielić w radio ze światem całą muzyką, która wypełnia. Obojętnie o
jakiej porze.
Będę mieć dużo map i chociaż jedną ścianę wyłożoną w całości korkiem, a
na niej mnóstwo zdjęć i biletów. Dużo książek, płyt i gramofon.
Nadal będę robić dredy każdemu kto zechce, zawsze przy herbacie i miłej
rozmowie.
Odwiedzę wszystkich zagranicznych znajomych przynajmniej po kilka razy.
A mnie będą odwiedzać wciąż nowi couchsurferzy, przywożąc pocztówki ze świata i
ciekawe opowieści. Będziemy spędzać długie wieczory na uczeniu się nawzajem
najgłupszych słów w rodzimych językach i piciu wina. Mój dom będzie
międzynarodowy i otwarty dla wszystkich.
Będę podróżować ile wlezie. Zwiedzę Amerykę Łacińską, pojadę za koło
podbiegunowe i zobaczę najpiękniejszą zorzę jaką widział świat, zobaczę wschód
słońca na plaży na Madagaskarze, rozbiję namiot w górach Mongolii i przejadę
się Pacific Coast Highway w Kalifornii. Loy Krothong w Tajlandii stanie się moją
coroczną tradycją, a w Australii będę mieć przyjaciół oferujących zawsze miłą
przystań.
Skoczę ze spadochronem, polecę balonem nad mokradłami Everglades i
zobaczę Dolinę Śmierci. Skosztuję koników polnych w czekoladzie.
Będę odważna.
Poczuję się prawdziwym ekspertem w jakiejś dziedzinie, w której będę
naprawdę dobra.
Będę mieć zawsze kogoś u boku. Kogoś, kto będzie nadążał, towarzyszył i
nie będzie ograniczał.
Czasami będę śpiewać bluesy do kotleta. W ogóle będę chodzić na dużo
dobrych koncertów.
Chcę zawsze czuć, że mogę wszystko. Mieć mało chwil zwątpienia, dużo
motywacji i siły do robienia tego, co chcę.
Będę wolnym człowiekiem i szczęśliwym człowiekiem.
A wiecie co jest w tym wszystkim najfajniejsze? Tak naprawdę jestem na
półmetku i niewiele musi się zmienić. Jestem wolnym i szczęśliwym człowiekiem.
Po prostu nie stać mnie jeszcze na dobry gramofon.
Piękne, inspirujące słowa.
OdpowiedzUsuńNo to powodzenia! ;)
Magda ŁADNIE <3
OdpowiedzUsuń