sobota, 5 lipca 2014

[1] Początek bez pompy, czyli nie wszystko co zaczyna się nudno równie nudno się kończy.

Zaczęło się całkiem niekonkretnie. Wyjazdy na wakacje z rodzicami – częściej na południe, tam gdzie ciepło i beztrosko, gdzie wino jest dobre, a melony dojrzewające na słońcu soczyste i słodkie. Chorwacja, Węgry, obóz do Włoch, wycieczka szkolna do Francji, później do Grecji. Bieszczady zawsze były blisko, więc w każde wakacje obowiązkowe były minimum 3 wycieczki po górskich szlakach, dłuższych bądź krótszych. Pewnego dnia – gdzieś w gimnazjum – rodzice dali się przekonać, że jestem dużą i mądrą dziewczynką i mogą dać mi pozwolenie na samodzielny wyjazd w góry ze znajomymi. Dotarliśmy autobusem niemal pod sam szlak, przeszliśmy przez Smerek, Przełęcz Orłowicza i Połoninę Wetlińską, zeszliśmy do drogi i… „Może by tak złapać stopa? Do najbliższego przystanku co najmniej kilkanaście kilometrów, zresztą o tej porze pewnie i tak już nic nie jedzie… Magda, co ty na to?”. A Magdzie w tym momencie stanęło przed oczami całe życie. Była nas trójka, dwie dziewczyny i chłopak. W głosowaniu przegrywałam 1:2. Jakie było wyjście? Stanąć przy drodze i wyciągnąć kciuka. Czułam się bardzo dziwnie, ręka samoczynnie opadała wraz z każdym przejeżdżającym samochodem, miałam w głowie przerażającą wizję tego, co może się stać. Na pewno zatrzymają się kryminaliści, porwą nas, wywiozą do lasu, zgwałcą, sprzedadzą nasze organy. W najlepszym przypadku na pewno będziemy mieć wypadek i rozbijemy się na pierwszym lepszym drzewie. A jeśli uda mi się cudem wrócić do domu, to co powiem rodzicom? „Mamo, tato, wracałam stopem?”.
Dokładnie tak powiedziałam. Ucieszyli się, że bezpiecznie dotarliśmy całą trójką do domu i poprosili, żebym następnym razem tak nie robiła, tylko wracała autobusem. W pierwszym momencie poparłam ich słowa, jednak w następnym poczułam słodki zapach przygody, przypomniałam sobie ludzi, którzy nas zabrali, z którymi tak fajnie i miło się rozmawiało. Odtworzyłam w głowie chwilę, kiedy widzisz, że mijający cię samochód zwalnia i zajeżdża do zatoczki, a tobie z radości serce rzuca się do gardła, dostajesz kopa energii i rzucasz się biegiem w stronę pojazdu, żeby tylko nie zdążył odjechać.

Cóż… Chyba od małości lubiłam robić wszystko na przekór. 


1 komentarz: