Wspominałam już, że ostatni czas był dla nas gorącym
okresem. Nie chce mi się nawet wnikać w szczegóły, ale przeżyłyśmy sporo
stresu. Dzisiaj rano po przebudzeniu z radością ujrzałyśmy słońce za oknem –
nareszcie! Od kilku dni pogoda była paskudna: wiało, padało i było (jak na tutejsze
standardy) naprawdę zimno. Postanowiłyśmy wykorzystać ten powiew wiosny – tym bardziej,
że to jeden z ostatnich wolnych dla nas dni przed rozpoczęciem pracy.
Kiedyś jedna ze współlokatorek powiedziała nam o ogromnym flea market znajdującym się w Alfamie.
Przypomniałam sobie, że faktycznie – czytałam kiedyś o takim targu. Miał się on
odbywać tylko we wtorki i soboty. Czy mogło złożyć się lepiej?
Szybko wygooglowałyśmy potrzebne informacje. Feira da ladra, czyli w wolnym
tłumaczeniu Targ Złodziejek. Nazwa
ta po raz pierwszy zanotowana została jeszcze w XVII wieku, lecz niektóre
źródła podają, że jego początki sięgają aż XII wieku. Kawał historii!
Żeby dotrzeć na Feira da ladra najlepiej dojechać na koniec
niebieskiej linii metra – stacja nazywa się Santa Apolónia. My przeszłyśmy się stamtąd na piechotę; chociaż
Alfama jest dzielnicą położoną na wzgórzu, a co za tym idzie – każda z ulic
jest wyjątkowo stroma, jest to tak urocza i kolorowa okolica, że spacer po niej
to sama przyjemność. Po wdrapaniu się na górę pierwsza rzecz, która rzuca się w
oczy to Panteão Nacional –
przepiękny budynek, który w każdą pierwszą niedzielę miesiąca można zwiedzić za
darmo. Kilka metrów wyżej rozciąga się on – jeden z najbardziej kolorowych
targów, jakie miałam okazję odwiedzić!
Nie od dziś wiadomo, że na flea marketach można kupić
wszystko. Taka ich uroda. Jednak to wszystko,
które dzisiaj zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Ceramika,
wanny, magnesy, breloczki, wszelka elektronika: począwszy od ładowarek, poprzez
radia i selfie sticki, skończywszy na starych i niewątpliwie używanych pilotach
do telewizorów. Biżuteria, książki (nie tylko po portugalsku, a do tego
niektóre tylko za pół euro!), płyty CD, jak i winylowe (włączając to stoiska
sprzedające tylko i wyłącznie płyty z fado). Ubrania (nowe i stare), znaczki
pocztowe, monety, okulary, dziwne szklane ryby, zabawki, antyki... Jestem
niemal pewna, że gdy pomyślicie o dowolnej rzeczy, okaże się, że można ją kupić
na Feira da ladra. Nie sprzedaje się tu chyba tylko zwierząt.
Same też zresztą nie wyszłyśmy z pustymi rękoma. Jakiś czas
temu dywagowaliśmy w mieszkaniu na temat kupna blendera. Ustaliliśmy, że gdy
ktoś zobaczy jakąś fajną promocję na takowy sprzęt, kupi go i później się za to
rozliczymy. Teraz wyobraźcie sobie taką sytuację: z wielkimi uśmiechami
przemierzamy targ dyskutując na temat rzeczy, które można na nim znaleźć.
- Stara, no ja nie wierzę. Przecież tu jest wszystko! Tu leżą jakieś zabawki, tu możesz kupić pieniądze za pieniądze, tyle różnych książek, a nawet…
- …a nawet blender! - skończyła moją myśl Zuza, choć patrzyła
akurat na zupełnie inne stoisko niż ja.
Zapytałyśmy o cenę: 5 euro za blender, który wygląda trochę
jak z innej epoki, ale pan sprzedawca twierdził, że działa. Wtedy jeszcze nie
wiedziałyśmy, że na Feira da ladra śmiało można próbować się targować; zresztą
przy takiej kwocie za niezbędny nam do mieszkaniowego życia sprzęt nawet nie
przyszło nam to do głowy.
Moje zdanie na temat fantastyczności (czy istnieje w ogóle
takie słowo?!) tego miejsca wzrosło do nieskończoności, kiedy odkryłam dokąd
udał się tajemniczy człowiek z kontrabasem, który mijał nas chwilę wcześniej.
Tylko jedno ciśnie mi się na klawiaturę: how cool is that?!
Jestem absolutnie zachwycona tym miejscem. Zdjęcia nie są w
stanie w pełni oddać tego gwaru i kolorowej różnorodności. Dodatkowo fakt, że
targ odbywa się właśnie w Alfamie dodaje mu mnóstwo uroku.
Jeśli będziecie kiedyś w Lizbonie, koniecznie zajrzyjcie w
to miejsce. Przeniesiecie się na chwilę lata wstecz i poczujecie ducha stolicy
Portugalii sprzed lat. Na pewno nie pożałujecie!
Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.
OdpowiedzUsuńSuper artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń