To będzie bardzo feministyczno-szowinistyczny tekst.
Dokładnie taki, po którego przeczytaniu prawdopodobnie popukasz się w
głowę i zapytasz: czy ją już całkiem porąbało?
W relacji z Włoch wiele razy określiłam Agnieszkę i siebie mianem
blondynek. Beata Pawlikowska też na to wpadła, a nawet wydała całą serię
książek, nazywając się „blondynką w podróży”. Nie wiem do końca czy miała na
myśli jedynie kolor włosów czy coś jeszcze innego, ale ja użyłam tego słowa nie
przez przypadek.
Młodorośli myśliciele XXI wieku podkreślają, że „blondynka to nie kolor
włosów, tylko stan umysłu”. Jakby nie było, mają trochę racji. Tym zdaniem
zresztą tłumaczy się wiele umysłowych blondynek, próbujących udowodnić, że
wcale nimi nie są.
Tylko po co się tak uparcie bronić przed czymś, co może być pomocne?
Bądźmy ze sobą szczerzy – dziewczyny miewają łatwiej. Nie zawsze i nie
we wszystkim, dlatego tylko miewają. W sklepie, w kolejce (oprócz tej do
toalety w miejscach publicznych), w barze, w kłopotach. Również w podróży.
Dlaczego więc czasem tego nie wykorzystać z pełną świadomością?
Może dlatego, że to nie do końca fair. Dokładnie tak samo, jak
zakładanie z góry, że jeśli blondynka, to na pewno nierozgarnięta i nieporadna.
Krzywo zaparkowany samochód? Pewnie baba za kierownicą. I tak dalej, dalej, w
nieskończoność.
Nie mam ochoty robić z siebie superbohaterki, bo nią zwyczajnie nie
jestem, niemniej w równym stopniu nie poczuwam się do bycia umysłową blondynką.
Za to fakt, że wizualnie nią jestem, czasem mi pomaga w udawaniu.
Bo czy policjant wlepi mandat nieporadnej blondynce idącej wzdłuż
autostrady, która z uroczym uśmiechem zacznie tłumaczyć, że nie umie znaleźć
wyjazdu? Tylko jeśli będzie wyjątkowo złośliwy.
Czy ktokolwiek będzie miał serce, żeby zostawić nieporadną blondynkę na
stacji benzynowej, skoro może podwieźć ją nawet tych kilka kilometrów?
Czy poproszony o pomoc przechodzień odmówi nieporadnej blondynce pomocy
w znalezieniu drogi, gdy widzi, że się zgubiła?
Nie sądzę.
Po co w takim razie pokazywać się zawsze ze strony „dam radę sama, ja
nie potrzebuję pomocy”, skoro świat jest pełen osób, które chętnie i z pełną
życzliwością nieporadnej blondynce pomogą?
Nie chodzi, broń borze, o wykorzystywanie lub nadużywanie ludzkiej
uprzejmości. Chodzi tylko o to, że proszenie o pomoc to nic złego, a bycie
nieporadną blondynką jedynie zwiększa szanse na powodzenie operacji.
Gdyby nie to szowinistyczne zagranie, nie spałabym tyle razy w tirach,
bo nikt by mnie tam nie przygarnął. We Włoszech prawdopodobnie dostałybyśmy
mandat co najmniej dwa razy, kierowca autobusu nie wytłumaczyłby nam jak
działają bilety miejskie w Wenecji i pewnie jeszcze skasowałby nam za nie
więcej niż trzeba. Podczas pobytu w Rzymie zapewne spałybyśmy pod mostem
zamiast u couchsurfera, bo na spotkaniu nikomu nie zrobiłoby się nas szkoda, a
na campingu nie dostałybyśmy zniżki.
Nie uwierzę nikomu, kto będzie przyrzekał, że zawsze i w każdej
dziedzinie życia gra fair. Że nigdy nie próbuje wejść do ubikacji w McDonaldzie
na krzywy ryj bez paragonu, wysiada z autobusu dokładnie w momencie, kiedy
bilet czasowy skończy swoją ważność i nie je rzeczy, które przekroczyły termin
ważności o dwa dni. Tak samo nie uwierzę, gdy jakakolwiek kobieta powie mi, że
nigdy, ale to nigdy nie zdarzyło jej się wykorzystać faktu, że jest kobietą i
gdy ładnie się uśmiechnie, może więcej. (Już nie wspomnę, jak świetnie to
działa w południowych krajach!)
Dziewczyny mają łatwiej. Tak po prostu jest. Nawet jeśli wszystkie
feministki z jakimi kiedykolwiek miałam styczność przyparłyby mnie w tym
momencie do ściany i kazały zaprzeczyć, nie zrobiłabym tego, bo zwyczajnie
słabo wychodzi mi kłamanie. Zresztą po co? Całkiem nieźle czuję się w roli
blondynki i całkiem niezłe rzeczy pomaga mi ona robić. Chociaż czasem wyrzuty
sumienia delikatnie mnie kłują, zaraz potem dochodzę do wniosku, że skoro ktoś
kiedyś wpadł na tak złośliwy pomysł, by powiedzieć „blondynki są niemądre”…
Cóż. Sam się wkopał. :)
Blondynki, korzystajcie ze swojego blondyństwa. Nie złośliwie i nie nadużywając,
ale ładny uśmiech i wzrok mówiący „bo ja nie wiem, ja nie umiem” naprawdę
oszczędza czas i bywa pomocny. Blondynki są spoko. Blondynki mogą więcej.
Blondynkom dżentelmeni w sklepach zdejmują produkty z najwyższych półek bez
mrugnięcia okiem.
Z pozdrowieniami
Blondynka
wow wow, ona miała kiedyś włosy!
Oj warto być blondynką;)
OdpowiedzUsuń