W relacji z Gozo wspomniałam, że transport na Malcie to nie tak prosta
sprawa jak mogłoby się wydawać. Fakt, że wyspa jest malutka wcale niczego nie
ułatwia. Brak tu pociągów, a autobusy jeżdżą jak chcą. Ukształtowanie terenu
też nie jest zbyt pomocne. W takim razie jaki sposób transportu najlepiej
sprawdza się na Malcie?
Autobus
Tę opcję wybrałyśmy my i najprawdopodobniej na samym początku
zadziałałyśmy w najmniej przemyślany sposób z możliwych.
Autobusy w większości przypadków jeżdżą tu co godzinę (najbardziej popularne
linie trochę częściej). Jeden bilet ważny jest przez dwie godziny i kosztuje
1,5 euro. Niby dwie godziny to sporo, ale w rzeczywistości wygląda to nieco
inaczej. Jako że autobusy nie lubią trzymać się zbyt mocno rozkładów jazdy,
łatwo jest przegapić kurs. Każde „wyrobienie się” w dwie strony na jednym
bilecie uważałyśmy za duży sukces – często autobusy przyjeżdżają 15-20 minut
wcześniej albo sporo się spóźniają. Warto też pamiętać, że kierowcy nie
zatrzymują się tu na każdym przystanku; kiedy widzą, że nikogo nie ma, a w
pojeździe nikt nie wcisnął STOP, prują dalej.
Sporym minusem jest też fakt, że bardzo często by dostać się z punktu A
do punktu B, trasa musi wyglądać: punkt A – stolica – punkt B (o ile na wyspie
Malta czasem udaje się ominąć Vallettę, na Gozo praktycznie zawsze trzeba
przesiąść się w Rabacie). Dodając do tego ciągłe oczekiwanie na autobus, który
albo właśnie uciekł albo się spóźnia, każdy jednorazowy przejazd trzeba dobrze
rozplanować.
Trzeba jednak przyznać, że transport autobusowy dociera właściwie w
każde miejsce na wyspie. Coś za coś.
Istnieje możliwość kupienia biletu tygodniowego – kosztuje on około 20
euro. My popełniłyśmy błąd i tego nie zrobiłyśmy, bo przecież na pewno nie
będziemy jeździć autobusami aż tak dużo, żeby miało nam się to zwrócić. Tylko
że w niedzielę jeszcze nie wiedziałyśmy tego wszystkiego, co napisałam wyżej. A
w czwartek już się nie opłacało.
Samochód
Maltańczycy kochają samochody. Nasz host powiedział, że na jednego
mieszkańca Malty przypadają prawie 3 samochody! Sądząc po gęsto zastawionych
ulicach, jest to całkowita prawda.
Osobiście podczas kolejnej godziny spędzonej na czekanie na autobus
podjęłam decyzję: jeśli kiedykolwiek wrócę na Maltę, zainwestuję w wynajem
samochodu. Nie wiem wprawdzie na ile się to opłaca, jednak przypuszczam, że
przy czterech osobach nie kosztuje majątku, a pozwala oszczędzić wiele czasu.
Jednak trzeba mieć na uwadze jeszcze jedną ważną rzecz: Maltańczycy
NAPRAWDĘ kochają samochody. Już pierwszego wieczoru na Gozo ostrzegł nas przed
tym nasz host. „Gdziekolwiek idziecie,
szczególnie wieczorami, starajcie się trzymać krawędzi jak najdalej drogi”.
Maltańczykom względnie często zdarza się wracać do domu pod wpływem alkoholu. A
jeśli nie pod wpływem, to szaleńczo. Lubią jeździć szybko, nie przejmują się za
bardzo zasadami ruchu drogowego. Lepiej mieć oczy dookoła głowy.
Autostop
Nie jest kolorowo. I to nawet nie dlatego, że ludzie się nie
zatrzymują. Tam zwyczajnie w większości przypadków nie ma gdzie stanąć,
ponieważ spotykamy:
- miasto – tyczy się głównie wyspy Malta. Tam nie ma miast,
tylko jedna aglomeracja, niemalże bez granic. Przeważnie nawet nie zauważa się
tablicy mówiącej, że kończy się jakieś niewielkie miasteczko, a zaczyna
stolica. Nie wspomnę nawet o czymś takim jak wylotówka.
- droga – wąska, kręta i bez pobocza. Serio nie przesadzam: nie
zauważyłam innych na Malcie. Dodając do tego opisany wyżej maltański styl jazdy…
Cóż, nie polecam. Tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że będąc na Malcie
zaledwie tydzień, widziałyśmy groźnie wyglądający wypadek – samochód jadący z naprzeciwka
naszego autobusu wypadł z ostrego zakrętu biorąc za duży łuk, wpadł w poślizg i
wylądował maską na kamiennej ścianie. Na szczęście nikomu nic poważnego się nie
stało, jednak sądzę, że gdybyśmy w tym momencie łapały sobie gdzieś tam
mimochodem stopa, niewiele by z nas zostało.
- zadupie – czyli po prostu miejsce, gdzie zwykle znajduje się
atrakcja turystyczna, do której wszyscy dojeżdżają autobusem. Ślepa uliczka,
gdzie nie ma zupełnie ruchu samochodów.
Przykład hybrydy drogi i zadupia.
(a zdjęcie dziwne, bo Magda
akurat wyciągała mi drzazgę z dłoni)
(a zdjęcie dziwne, bo Magda
akurat wyciągała mi drzazgę z dłoni)
Na piechotę
Fajną opcją jest zrobić sobie długi spacer. Tak jak wspomniałam, miasta
płynnie w siebie przechodzą, a idąc wzdłuż wybrzeża nie czuć upływu kilometrów.
Promem
Jest to nieuniknione jeśli chce się zobaczyć Gozo czy Comino. Za rejs
na Gozo nie płaci się płynąc z Malty, a dopiero na nią wracając. Jak dobrze
pamiętam, wychodzi niecałe 5 euro za łebka.
Można również zrobić sobie krótki rejs z którejś z miejscowości w pobliżu stolicy do samej Valletty – kosztuje to tyle co autobus, więc nie ma tragedii, a Valletta z wody prezentuje się naprawdę pięknie.
Można również zrobić sobie krótki rejs z którejś z miejscowości w pobliżu stolicy do samej Valletty – kosztuje to tyle co autobus, więc nie ma tragedii, a Valletta z wody prezentuje się naprawdę pięknie.
Łódków jak mrówków - do koloru, do wyboru.
Na promie fajnie być koksem. Joł.
Rowerem
Nie próbowałyśmy, niemniej myślę, że mogłaby to być całkiem nie głupia
alternatywa pod warunkiem… W miarę dobrej kondycji. Chociaż Malta to kraj o
względnie niewielkich wysokościach nad poziomem morza, jest dosyć mocno
zróżnicowany. Jakby to ładniej ująć: pod górę, w dół, pod górę, w dół, pod górę
i tak cały czas. Do często mocne zakręty. Jednak przy odrobinie samozaparcia i
większej ilości czasu – czemu nie?
Alternatywa tylko dla hardkorów: transport huśtawkowy.
Podaję instrukcję:
Podaję instrukcję:
1. Znajdź fajny plac zabaw.
2. Znajdź fajną i dużą huśtawkę bez dzieciaków
3. Baw się na niej tak dobrze, aż przegapisz autobus...
2. Znajdź fajną i dużą huśtawkę bez dzieciaków
3. Baw się na niej tak dobrze, aż przegapisz autobus...
4. ...a następny za godzinę.
I tak się kręci ta maltańska karuzela śmiechu, ech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz