Legenda głosi, że istnieją na świecie ludzie, którym
pakowanie sprawia przyjemność. Ba, kilka takich osób nawet osobiście znam. Niestety
nie było mi nigdy dane przekonać się na własnej skórze, że upychanie rzeczy
kolanem do plecaka/walizki może być w jakikolwiek sposób miłe. Bardziej od
pakowania nie cierpię tylko rozpakowywania.
Fakt, że określam się czasem mianem mistrza pakowania nie
znaczy wcale, że nim faktycznie jestem. Chodzi raczej o to, że po wielu
godzinach i dniach mordęgi przed każdym jednym wyjazdem, udało mi się w końcu
opatentować w miarę działający algorytm co, ile i jak spakować, żeby było
kompaktowo i wygodnie. A skoro już udało mi się tę wiedzę jako tako pogłębić,
nie widzę powodu, dla którego nie miałabym się nią podzielić z Wami.
Dylemat u wielu osób
rozpoczynający każde pakowanie brzmi: do plecaka czy do walizki? Co jest
praktyczniejsze? Zależy co planujesz robić. Jeśli zakładasz przemieszczanie się
autostopem oraz łażenie godzinami po górach, lasach i miasteczkach,
zdecydowanie odradzam walizkę kosztem dobrego, pojemnego i przede wszystkim
wygodnego plecaka. Jeżeli lecisz na wakacje, nie zamierzasz zbyt często zmieniać
miejsca zakwaterowania i jednocześnie wiesz, że masz gdzie zostawić bagaż na
czas zwiedzania okolicy, wybierz walizkę – łatwiej utrzymać w niej porządek.
Sama jednak o wiele częściej korzystam z plecaka z wiadomych powodów.
Pakuj w reklamówki
Tak, wiem, że to głupio brzmi.
Jednak wszelkiej maści siatki i siateczki, zwane dalej żulówkami, są
niezastąpione. Dobrze się w nich segreguje ubrania: do jednej zawsze wrzucam
bieliznę, do drugiej czyste ubrania, jedną zostawiam na brudną garderobę. Już w
ogóle idealnie jest, gdy każda z żulówek jest w innym kolorze, wtedy łatwo i
szybko można namierzyć potrzebne rzeczy w plecakowym bałaganie. Ponadto zawsze
warto zabezpieczyć siatką kosmetyki bądź inne rzeczy w butelkach/opakowaniach,
które mogą pęknąć bądź otworzyć się i wylać. Oprócz tego zawsze biorę ze sobą
chociaż kilka worków na śmieci – nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się dodatkowe
żulówkowe wsparcie.
Zwijaj, nie składaj
Bardzo długo nie mogłam przekonać
się do tego patentu, a od kiedy mi się udało, nie potrafię pakować się inaczej.
Poskładane w kosteczkę ubrania wyglądają może schludniej, ale odpowiedz sobie
na pytanie: czy kiedykolwiek udało Ci się po kilku godzinach drogi z plecakiem
wyciągnąć z niego ciuchy tak samo ładnie złożone jak przed zapięciem zamka? Mi
nigdy. Każda próba sensownego ułożenia poskładanych koszulek w plecaku kończyła
się jednym wielkim bajzlem, a wnętrze plecaka przypominało bęben pralki.
Dlatego teraz ubrania tylko i wyłącznie zwijam ciasno w rulon (jak na zdjęciu).
Sposób oszczędza miejsce w plecaku, a ubrania mniej się gniotą.
Przemyśl ilość!
Bardzo, bardzo, bardzo ważna
rzecz! Większość z nas ma tendencje do brania zbyt wielu rzeczy, które „może
się przydadzą”, a w efekcie rzadko kiedy opuszczają otchłań plecaka. Zanim
szczelnie owiniesz rzeczy (w szczególności dotyczy ubrań) w żulówkę, zastanów
się trzy razy, czy nie będzie tylko zbędnym balastem. Naprawdę potrzebujesz
sześciu bluzek na tygodniowy wyjazd? Może wystarczą trzy? O ile nie lecisz do
Afryki, nie powinieneś mieć problemu z dostępem do wody, a garść proszku do
prania czy mydło zajmą w plecaku o wiele mniej miejsca niż połowa zawartości
szafy. Niby tych kilka dodatkowych ubrań nie zajmuje tak bardzo dużo
przestrzeni. Owszem, nie zajmuje. Dopóki nie dopakujesz jedzenia, butów i
śpiwora.
Mój trik to właśnie specyfik, w którym można przeprać rzeczy ręcznie. Najzwyklejsze mydło jest w tej sytuacji bardzo praktyczne, ale o jego zastosowaniach za chwilę. Choć wydaje się, że dodatkowe pół kilograma nie zrobi dużej różnicy podczas podróży, po dwunastu godzinach z dwunastoma kilogramami na plecach każdy nadprogramowy gram jest w stanie zepsuć humor.
Mój trik to właśnie specyfik, w którym można przeprać rzeczy ręcznie. Najzwyklejsze mydło jest w tej sytuacji bardzo praktyczne, ale o jego zastosowaniach za chwilę. Choć wydaje się, że dodatkowe pół kilograma nie zrobi dużej różnicy podczas podróży, po dwunastu godzinach z dwunastoma kilogramami na plecach każdy nadprogramowy gram jest w stanie zepsuć humor.
Kosmetyczne sprawy
Małe wersje kosmetyków można
dostać w każdej drogerii czy supermarkecie. Wbrew pozorom, w niewielkiej
buteleczce kryje się naprawdę sporo zawartości. Przykładowo mini-żel do twarzy
kupiłam przed wyjazdem na Bałkany, czyli na początku lipca zeszłego roku. Od
tego czasu służył mi nieprzerwanie podczas każdego jednego wyjazdu – czy to za
granicę, czy w polskie góry, ostatnie tchnienie wydając dopiero przed podróżą
do Hiszpanii, czyli w połowie lutego tego roku. Równie dobrze do małych
buteleczek można przelać trochę swojej „dużej domowej wersji” kosmetyku. Moim
skromnym zdaniem wożenie wielkich butli żelu pod prysznic czy szamponu jest
kompletnie bez sensu – duże, nieporęczne i ciężkie.
Fajną opcją jest też zastąpienie standardowego żelu pod prysznic najzwyklejszą kostką mydła. Jest o wiele bardziej wydajne i – tak jak wcześniej wspomniałam - dobrze się sprawdza jako płyn do prania (jako kostka do prania właściwie).
Weź chusteczki nawilżane! W ciężkich warunkach umyjesz się nimi całkiem nienajgorzej. Warto również pomyśleć o antybakteryjnym żelu do rąk, takim bez użycia wody.
Polecam również zaopatrzenie się w mini-wersję ulubionych perfum czy wody toaletowej. Brzmi próżnie i mało survivalowo, ale uwierzcie – w drodze nie zawsze jest się gdzie umyć, a wtedy psiknięcie świeżości daje bardzo dużo. Szczególnie kierowcom, którzy biorą cię na stopa.
Fajną opcją jest też zastąpienie standardowego żelu pod prysznic najzwyklejszą kostką mydła. Jest o wiele bardziej wydajne i – tak jak wcześniej wspomniałam - dobrze się sprawdza jako płyn do prania (jako kostka do prania właściwie).
Weź chusteczki nawilżane! W ciężkich warunkach umyjesz się nimi całkiem nienajgorzej. Warto również pomyśleć o antybakteryjnym żelu do rąk, takim bez użycia wody.
Polecam również zaopatrzenie się w mini-wersję ulubionych perfum czy wody toaletowej. Brzmi próżnie i mało survivalowo, ale uwierzcie – w drodze nie zawsze jest się gdzie umyć, a wtedy psiknięcie świeżości daje bardzo dużo. Szczególnie kierowcom, którzy biorą cię na stopa.
Ręcznik
Będę powtarzać w nieskończoność i
polecać każdemu rzecz, która była jedną z lepszych inwestycji w moim życiu, a
mianowicie ręcznik z mikrofibry. Można go kupić w Decathlonie za zawrotną kwotę
30-50 zł (w zależności od rozmiaru). Na pierwszy rzut oka nie jest najmilszy w
dotyku, jakiś taki chropowaty i na początku trochę klei się do mokrego ciała.
Za to jest bardzo chłonny – choć w ogóle na taki nie wygląda, szybko schnie, po
złożeniu zajmuje bardzo mało miejsca, a w sytuacjach awaryjnych naprawdę dobrze
sprawdza się jako poduszka czy kocyk (testowane).
Wygodna nerka
Wiem, że nie wszyscy lubią. Wiem,
że nie każdemu wygodnie. Nie będę przekonywać na siłę do tego, że nerka jest
super komfortowa, praktyczna i fajna. Po prostu u mnie się sprawdza –
zwariowałabym chcąc za każdym razem szukać telefonu, portfela czy dokumentów
gdzieś w plecaku. Dzięki nerce mam te rzeczy zawsze blisko, przy okazji łatwiej
jest skontrolować, czy jakiś skubany złodziej nie próbuje orżnąć mnie ze
wszystkich oszczędności. No i na wszelki wypadek noszę w niej substytut gazu
pieprzowego w postaci małego dezodorantu w sprayu.
Pudełkuj jedzenie
Przypuszczam, że każdy ma w domu
typowe plastikowe pudełka z Ikei. Zresztą mogą być nawet z warzywniaka u pana
Józka; ważne, żeby były poręczne i szczelne. Bardzo dobrym sposobem jest
spakowanie prowiantu właśnie w takie pudełko zamiast wrzucać go luzem do
plecaka. Niekiedy jest to spore wyzwanie i trzeba kilkukrotnie przekładać
pasztet, układając go pod różnymi kątami, żeby zmieścił się obok banana i
bułek, ale… Warto się pomęczyć. Dzięki zamykanemu pudełku pieczywo tak szybko
nie wyschnie, wszystko co może się wylać bądź wysypać nie wybrudzi jednocześnie
całego wnętrza plecaka, a prowiant łatwiej będzie znaleźć w razie zagrożenia
życia poprzez nagłą śmierć głodową.
Dobre buty
Zastanów się co będziesz robić.
Do leżenia na plaży raczej nie przydadzą ci się zabudowane buty górskie, ale
jeśli planujesz dużo chodzić, nie znam lepszego obuwia niż one. Nie bierz w
podróż nowych butów, których jeszcze nie zdążyłeś sprawdzić na dłuższej trasie
pieszej i przez wiele godzin dziennie. Ma być przede wszystkim wygodnie.
Podczas podróży po Bałkanach sprawdzone i wysłużone buty Zuzy zrobiły jej
psikusa i okropnie poraniły nogi. Niby nic, niby każdy z nas miał kiedyś
pęcherza na stopie… Gorzej, jeśli to pięć pęcherzy jeden obok drugiego, nie
zostawiające suchego miejsca na stopie. Często robi się kilkanaście kilometrów
dziennie z kilkunastokilogramowym obciążeniem na plecach. Buty muszą być dobre
i sprawdzone, bez tego ani rusz.
Polecam też dorzucenie do plecaka pary lżejszych butów, np. sandałów czy zwykłych trampków. Nie zajmują wcale dużo miejsca, a zmęczone nogi na pewno za nie podziękują. To samo z klapkami kąpielowymi – nigdy nie wiesz w jakich warunkach przyjdzie ci się myć, a grzybica chyba nie jest niczyim marzeniem.
Polecam też dorzucenie do plecaka pary lżejszych butów, np. sandałów czy zwykłych trampków. Nie zajmują wcale dużo miejsca, a zmęczone nogi na pewno za nie podziękują. To samo z klapkami kąpielowymi – nigdy nie wiesz w jakich warunkach przyjdzie ci się myć, a grzybica chyba nie jest niczyim marzeniem.
Kącik lekomana
Nikt nie każe ci zabierać ze sobą
całej apteki, ale warto pamiętać o paru podstawowych rzeczach. Plastry i
plasterki, coś na ból głowy, sensacje żołądkowe i alergię powinno w zupełności
wystarczyć. O ile nie planujesz podróży w miejsce dalekie od cywilizacji, na
pewno w razie potrzeby znajdziesz aptekę.
Dziel się z bliźnimi!
Wyjeżdżasz z przyjacielem bądź w
większej ekipie? Podzielcie się bagażem! Nie potrzebujecie czterech tubek pasty
do zębów i kilograma mydła, ograniczcie zbędny nadbagaż dzieląc rzeczy, z
których można korzystać wspólnie między siebie.
Myśl poza standardem
Jesteś pewien, że koniecznie
potrzebujesz zabrać talerzyk, żeby mieć na czym położyć kanapkę? Pokrywka od
pudełka z jedzeniem może być całkiem wygodnym talerzem, tak samo jak
wspominanym mydłem można wyprać rzeczy. Jest mnóstwo rzeczy, które spełniają
kilka funkcji na raz; zanim spakujesz do plecaka połowę osprzętu domowego,
zastanów się dobrze co można wykorzystać na kilka sposobów.
Rozplanuj logicznie ułożenie
To jest chyba najtrudniejsza
część całej zabawy w pakowanie, przynajmniej ja zawsze mam z tym największy
problem. Co włożyć na dno plecaka, żeby mieć pewność, że nie będę potrzebować
tego w godzinę po ruszeniu w drogę i żeby nie było konieczne przepakowywanie
wszystkiego? Niegłupim rozwiązaniem są buty. Przy w miarę pewnej pogodzie na
dole można upchnąć cieplejszą garderobę, a jeśli nie lubisz trzymać śpiwora na
wierzchu pod klapą, dno plecaka to też dobre miejsce dla niego. Upychanie
rzeczy według jakiegoś systemu to bardzo indywidualna kwestia, ale polecam ją
dobrze rozpracować – oszczędza wiele czasu, przynajmniej na początku podróży. Nie
oszukujmy się – po paru dniach w plecaku i tak robi się bajzel.
Wykorzystuj każdy kąt
Papier toaletowy możesz włożyć do
kubka, a skarpetki upchnąć do butów. Staraj się wykorzystać każde miejsce; z
doświadczenia wiem, że zawsze jest go za mało.
Co warto zabrać:
- latarka – łatwiej rozbić namiot
widząc czy wbijasz śledzie jeszcze w trawę czy już w chodnik. Wcześniej polecam
sprawdzić baterie i ewentualnie zaopatrzyć się w ich zapas. Niezastąpione są
latarki czołowe, ale przy odrobinie pomyślunku zwykłą latarkę też da się
wygodnie zamontować.
- sznurek – może być i kawałek
sznurówki, tasiemka, cokolwiek czym da się wiązać. Zawsze się przydaje.
- scyzoryk – chyba nie muszę
argumentować dlaczego się przydaje. Idealnym rozwiązaniem jest niezbędnik
zawierający zarówno nóż jak i łyżkę, widelec, korkociąg i otwieracz do konserw.
- ksero dokumentów – warto przed
wyjazdem skserować sobie dowód czy paszport i mieć przy sobie jego kopię, tak
na wszelki wypadek. Wtedy nawet potencjalna kradzież nie będzie ci spędzać snu
z powiek.
- siatki – reklamówki, worki,
żulówki. Nigdy za wiele.
- coś do pisania – w przypadku
autostopu mam na myśli przede wszystkim marker (chociaż bez niego też da się
podbić świat), ale kawałek długopisu i kartki zawsze może się przydać.
- kubek – metalowy turystyczny
kubek to jedna z najbardziej praktycznych rzeczy na świecie. Nie stłucze się,
nie boi się ognia, jest lekki i pojemny.
- dezodorant – dokładnie ten, o
którym wspomniałam przy okazji nerki. Nie zawsze warto ryzykować wożeniem przy
sobie gazu pieprzowego; w niektórych krajach kary za jego posiadanie są
naprawdę spore, a dezodorant w sprayu też dobrze się sprawdza do obrony własnej
(której nikomu nie życzę!)
- kuskus/budyń/kisiel – możecie się z tego kuskusa śmiać, ale to
naprawdę fajna sprawa. Sycący, szybko się go przygotowuje, do tego smaczny
(byle odrobinę doprawić). Podobnie z budyniem czy kisielem – jeśli lubicie,
polecam zabrać. Szybko się robi i szybko najada.
- flaga Polski – przydaje się
podczas stopowania za granicą. Przykładowo w Norwegii sporo osób zatrzymało się
dlatego, że zauważyli rodzimą flagę przy naszych plecakach.
- mapa – oczywista oczywistość.
- coś ciepłego – z pogodą bywa
różnie, nawet w tropikach. Dobrze mieć przy sobie chociaż jedną cieplejszą
bluzę/polar/sweter.
- kurtka/peleryna przeciwdeszczowa - bo przydaje się w razie deszczu.
- kurtka/peleryna przeciwdeszczowa - bo przydaje się w razie deszczu.
- papier toaletowy – wydajniejszy
niż chusteczki no i siłą rzeczy każdemu na pewno się przyda :)
- woda – nawet jeśli wolisz sok,
weź ze sobą wodę. Sokiem się nie umyjesz, nie zapierzesz plamy na spodniach i
nie zalejesz budyniu.
- cienki kocyk – to już coś
ekstra jeśli zostanie wam odrobina wolnego miejsca w plecaku ;) Wypróbowałam
ten patent na Bałkanach, gdzie mój brązowy kocyk został ochrzczony Żulerskim
Kocykiem. Przeżył później ze mną festiwal w Jarocinie, Woodstock i kilka innych
wyjazdów. Cieniutki, po zwinięciu zajmuje niewiele miejsca, a ma cały wachlarz
zastosowań: jako miłe i cieplutkie prześcieradło rozłożone na karimacie,
przenośny stół piknikowy lub peleryna batmana.
Czego wzięcie warto jeszcze
przemyśleć:
- zupki chińskie – to taka rzecz,
która mocno kojarzy się z wyjazdami. Może niektórzy faktycznie się nimi zajadają
– mi zdarzyło się chyba raz w życiu faktycznie zrobić sobie zupkę chińską
podczas podróży. Od jakiegoś czasu w ogóle ich nie biorę, nawet w razie W. Może
kiedyś mi ich zabraknie, na razie radzę sobie bez. Kwestia gustu.
- książka – to bardzo drażliwy
temat. Na dłuższy (taki 2 tygodnie +), gwarantujący wiele godzin np. w
samolocie bądź samotny wyjazd książka jest super alternatywą. Jednak gdy
wyjeżdżam na krótko i wiem, że ani trochę nie będę siedzieć w miejscu, tylko
wciąż się przemieszczać i coś robić, nie biorę ze sobą papierowej koleżanki.
Zwykle trochę waży i zwykle z takich podróży przywożę ją nawet nieotworzoną.
- wszystko, co „może się przyda” –
jeśli nie przydaje ci się na co dzień w domu, nie świruj. Prawdopodobieństwo, że nagle przyda się podczas podróży jest niewielkie.
To raczej nie powinno.
Jeśli po przeczytaniu moich wypocin
nadal masz problem ze spakowaniem się i nie wiesz co zabrać, zadaj sobie kilka
pytań:
- Czy wytrzymam bez tego kilka
dni?
- Czy mogę to zastąpić czymś
mniejszym bądź dokupić w razie potrzeby na miejscu?
- Czy ta rzecz jest duża i ciężka,
a zostawienie jej w domu zaoszczędzi dużo miejsca w plecaku?
Odpowiedź na wszystkie pytania
jest twierdząca? To już wiesz co zrobić.
A Wy macie jakieś super triki ułatwiające pakowanie? :)