#Mýrdalsjökull
Bardzo chcemy zobaczyć jakiś lodowiec; najlepiej ten największy i
najzimniejszy. Niestety wiele dróg jest zamkniętych z powodu trudnych warunków
atmosferycznych, w związku z czym decydujemy się na Mýrdalsjökull. Jestem
niesamowicie ciekawa, czy na żywo naprawdę jest taki gładki i błękitny jak w
książkach do geografii.
Do języka lodowcowego prowadzi krótki i niewymagający szlak, a krajobraz
wokół robi się nieco księżycowy. Z każdej strony otaczają nas góry, jednak im
bliżej celu, tym więcej czarnych widoków: skał, pyłu i niezidentyfikowanej
miękkiej nawierzchni – ni to błoto, ni to piasek. Kilka razy ta dziwna glina
niemal usuwa nam się spod nóg, kiedy wychylamy się w stronę wody usiłując
dotknąć jakiegoś wystającego z niej kawałka lodu.
Naprawdę nie spodziewam się, że lodowiec na żywo zrobi na mnie takie
wrażenie. Jest piękny, gładki, zimny i bardzo błękitny.
# wrak
samolotu US Navy
Od początku wyjazdu marzy nam się choć jedna noc spędzona przy wraku
samolotu US Navy. Znajduje się on niedaleko czynnego wulkanu Eyjafjallajökull (bardziej znanego pod
nazwą „ejacośtam”), na czarnej plaży. Szczęśliwie docieramy tam przed zmrokiem,
zahaczając wcześniej o muzeum Eyjafjallajökull.
Ocean mamy niemal na wyciągnięcie ręki, wobec czego wieje bardzo mocny
wiatr. Nic dziwnego – samolot leży na płaskim pustkowiu, gdzie nie ma ani
jednego obiektu, za którym moglibyśmy przycupnąć i trochę się schronić. Tej
nocy bardzo liczymy na zorzę polarną, jednak szybko zmaga nas sen. Poranne
widoki przechodzą natomiast nasze najśmielsze oczekiwania.
I jak tu się nie jarać takimi widokami?
#Seljavellir
– opuszczony basen
Szczerze mówiąc byliśmy przy opuszczonym basenie dwa razy. Kilka dni
przed tą właściwą wizytą mieliśmy w planie rozbić się przy nim na noc. Jednak w
momencie gdy powstał ten plan, zrobiło się już ciemno. Wjechaliśmy w boczną
drogę prowadzącą między dwoma górami. Zero latarni, właściwie zero wszystkiego.
Ledwie widzieliśmy wtedy drogę, po której jechaliśmy. Zatrzymaliśmy się po
kilku kilometrach, chłopaki poszli się rozejrzeć. Nieopodal w ciemności
majaczył jakiś maleńki domek, ujrzałyśmy go z samochodu tylko dzięki świeczce
palącej się w oknie. Aura była tak przerażająca, a cisza tak ogłuszająco
głośna, że zgodnie stwierdziliśmy, że jest zbyt strasznie, by zostawać tu na noc
i przede wszystkim szukać w tej ciemności basenu. Uznaliśmy, że wrócimy innego
dnia.
Za drugim razem na szczęście się udaje, a okolica w świetle dziennym wcale
nie jest aż taka straszna. Zostawiamy samochód na dole i ruszamy szukać basenu.
Woda w nim jest przyjemnie ciepła (choć trochę śmierdzi), a po drodze mijamy
mnóstwo gorących źródeł; wrzątek dosłownie wylewa się z ziemi. Szatnie przy
basenie, opisywane wszędzie jako idealne miejsce na nocleg na dziko, faktycznie
są ciepłe i przytulne. Polecam jednak znaleźć opuszczony basen zanim zajdzie
słońce i zrobi się całkiem ciemno.
#Seljalandfoss
Wodospad rozpoznawalny w dużej mierze dzięki temu, że tuż za nim znajduje
się spora wnęka skalna, dzięki czemu można wejść „za niego” i z tej perspektywy
obserwować hektolitry spadającej wody. Może to przez znajdujący się na miejscu
tłum złożony w sporej mierze z wycieczek szkolnych, a może dlatego, że jestem
trochę głodna, jednak Seljalandfoss nie robi na mnie takiego wrażenia jak się
spodziewałam.
Za to tuż obok jest budka z całkiem dobrymi hot dogami (chyba że nie
lubicie baraniny – parówki dają trochę po nosie
owcą).
#owcza
zagroda i góra trolli
W okolicy Mýrdalsjökull bardzo dużo jeździmy bocznymi i nie zawsze
oznaczonymi drogami. Dzięki temu trafiamy między innymi do jednych z
najbardziej uroczych według mnie miejsc, jakie udaje nam się zobaczyć podczas pobytu na Islandii: do owczej
zagrody znajdującej się na terenie czegoś a’la park wypoczynkowy oraz na górę
trolli – względnie niewielkie wzniesienie, które jednak robi ciekawe wrażenie
dzięki temu, że w promieniu kilku kilometrów wokół niego jest zupełnie płasko.
I jestem prawie pewna, że kątem oka widzę trolla umykającego prędko w
szczelinie pod kamieniem gdzieś na szczycie góry.
Zdjęcia: Kuba Jaworski i Czarek Antolak
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz