Szczerze nie lubię mojej rodzinnej miejscowości. Są tylko
dwie rzeczy, dla których (czasem) lubię tu spędzać czas: po pierwsze dom, a w
nim moja kochana psica, koty, najwygodniejsze na świecie łóżko, snujący się
zapach obiadu i domowego ciasta, o rodzicach i siostrze nawet nie wspominając.
Czasami i sąsiad hałasujący przy warsztacie ma swój urok i dopełnia wizerunku
tej domowej sielanki (pod warunkiem, że robi to nie wcześniej niż w południe).
Drugą rzeczą, dla której chce mi się wracać jest bliskość Bieszczad. Wystarczy
godzina drogi, bym znów mogła być „na ty” z takimi widokami:
Dziś miałam okazję wybrać się z tatą i siostrą do Mucznego i
zdobyć Bukowe Berdo, które ostatni raz odwiedzałam jakieś 2 lata temu.
Nawet nie wiem jak rozwinąć tę bieszczadzką myśl. Widok na
tyle częsty, że powinien być zwyczajny i nie wzbudzać większych emocji, jednak
za każdym razem gdy tam jestem, czuję się jak dzieciak odkrywający nowe miejsca
na kuli ziemskiej. Mimo upału, zmęczenia i w końcu momentu załamania (który na
dopada chyba każdego na szlaku), kiedy mówisz sobie „nie, nie zrobię już ani
kroku więcej, nie chce mi się”, zawsze wiesz, że jednak warto się na nie zdobyć,
bo pod szczytem ogarnie cię euforia i nagły kop adrenaliny, dzięki któremu
ostatnie metry pokonasz lecąc dwadzieścia centymetrów nad ziemią. A potem…
Widok z Bukowego Berda na Wielką i Małą Rawkę - długi grzbiet po prawej
pod trójkątnopodobną chmurą :)
pod trójkątnopodobną chmurą :)
Choć słońce wciąż mocno grzało, w powietrzu czuć już powoli
zapach wczesnej jesieni. Zresztą kolory łąk i lasu również tracą soczystą,
letnią zieleń ustępując miejsca rudościom.
Bieszczady to najlepsze miejsce na reset, na zebranie myśli,
spotkanie z przyjaciółmi czy po prostu odcięcie się na kilka dni od
cywilizacji.
Przez najbliższe noce niebo rozświetlać będą tysiące tzw. spadających
gwiazd. Chociaż w tym roku zjawisko niefortunnie pokrywa się z perygeum
księżyca (nie dość, że jest w pełni, to jeszcze w położeniu najbliżej Ziemi),
warto poświęcić kilka godzin snu na obserwacje. Żadne miejsce nie nadaje się do
tego tak świetnie jak Bieszczady! Już nawet pomijając drobny fakt, że aktualnie
na terenie kilku gmin jest utworzony park nocnego nieba, czyli użycie
sztucznego światła nocą zostaje mocno ograniczane. Wystarczy wziąć koc, herbatę
w termosie i złapać stopa w kierunku gdziekolwiek, byle w Bieszczady. A potem
usadowić się wygodnie w odludnym miejscu na trawie (a tego akurat pod
dostatkiem!) w miłym towarzystwie i spojrzeć w górę :)
Więcej o Perseidach możecie przeczytać tu: http://astrohawkeye.blogspot.com/2014/07/spadajace-gwiazdy-2014-perseidy-jak-gdzie-kiedy-obserwowac.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz