Panuje niepisana moda popełnianie wpisów podsumowujących
życie/plany/marzenia/cholera-wie-co-jeszcze w jakimś znaczącym dniu. Jeśli jest
to, na przykład, dzień w którym mija rok, odkąd wyruszyłeś w rejs po Atlantyku,
powinieneś wypisać 12 rzeczy, które robiłeś po raz pierwszy, opisać 12
zapierających dech w piersiach widoków, podać 12 obrzydliwych rzeczy, które
podczas wyprawy jadłeś, a następnie zdradzić 12 planów, które chcesz
zrealizować w najbliższym czasie (zamiast liczby 12, która jest odniesieniem do
miesięcy (tak jakby ktoś jednak nie załapał) ambitniejsi mogą analogicznie
posłużyć się liczbą 365, ale to już robota na kolejny rok). Przecież nie mogę
być gorsza.
Niemniej jednak, brak mi pomysłu. Nie mam jeszcze na koncie
niczego niesamowitego i rozwalającego na łopatki. Jeżdżę, bo lubię i chcę;
dreduję, bo lubię i umiem; piszę tu coś czasem, bo chcę i mogę. Nie przepadam
za to za fałszywą skromnością, toteż nie mam najmniejszej ochoty z nieśmiałym
uśmiechem mówić „ach, w tym roku zrobiłam tylko kilka tysięcy kilometrów
stopem, przecież to nic takiego, każdy tak ma”. Wiem, że wcale nie każdy i
jestem bardzo dumna z każdego, najmniejszego nawet, choćby i dwudniowego
wypadu. Daleko mi do ludzi, którzy wyjeżdżają na rok czy dwa lata, każdego
miesiąca pokonując kilkadziesiąt tysięcy (!) kilometrów, poznając od groma
świetnych ludzi, mają przygody, które brzmią, jakby mogły wydarzyć się tylko w
filmie. Ale wcale nie jest mi z tego powodu przykro; nie chcę za szybko
podbijać świata, bo co zostanie mi na później? Mimo tej brzydkiej dwójki z
przodu planuję żyć długo, a na ten moment wystarczającym komplementem jest dla
mnie spojrzenie kolejnego poznanego na trasie kierowcy tira, pełne podziwu i respektu,
potwierdzone słowami „Wszystko autostopem? O kur…cze. Szanuję takie odważne
kobiety, naprawdę, szacun”.
Nadal jednak nie zmienia to faktu, że nie ma w tym wszystkim aż tyle
odwagi co u osób podróżujących samotnie. Czasem konfrontuję tę kwestię sama ze
sobą i myślę sobie: kurcze, Magda, bo tobie to się czasem wydaje, że
niewiadomoco robisz, a to wszystko jest takiej jakości dosyć średniej na jeża.
Na szczęście po chwili sprowadzam sama siebie na ziemię i – idąc przykładem
Laski z „Chłopaki nie płaczą” – zadaję sobie jedno ważne pytanie. Dlaczego
zawsze podróżuję z kimś? Bo LUBIĘ. Bo jestem cholernym ekstrawertykiem i
potrzebuję z kimś rozmawiać, śpiewać, śmiać się i mieć towarzystwo. Bo po
prostu mam świetnych przyjaciół i uwielbiam spędzać z nimi czas w każdy możliwy
sposób. Dlatego właśnie nie mam parcia na udowadnianie ani sobie ani nikomu, że
jestem „o taaaaaaka odważna i pojadę sama do Zimbabwe”. Pewnego dnia na pewno dojrzeję
do dłuższej, samotnej wyprawy, ale to
jeszcze nie czas. Jeszcze jestem piękna i młoda, nawet mimo tej
brzydkiej dwójki z przodu.
W kwestii braku pomysłu do popełnienia egzaltowanego postu
nic się nie zmieniło. Nie chce mi się znów wymieniać miejsc, które odwiedzę ani
tworzyć „listy dwudziestu niesamowitych rzeczy, które na pewno zobaczę zanim
zero za tą brzydką dwójką zamieni się w brzydką jedynkę”. Przecież nawet nie
wiem gdzie ostatecznie pojadę w najbliższym czasie (tak, jeszcze wczoraj na
facebooku pisałam, że to będzie Ryga, jednak minęło już prawie 36 godzin od tej
decyzji, a przecież kobieta zmienną jest), a połowa moich wyjazdów jest
uzależniona od tego dokąd akurat będą najtańsze bilety lotnicze lub od godzin
rektorskich na uczelni. Poza tym dwadzieścia to już dużo. Gdybym kończyła
dopiero 5 lat, to mogłabym przemyśleć stworzenie takiej listy, ale dwadzieścia?
Komu to się chce czytać? No i po co, skoro zmieniłaby się później co najmniej
tysiąc razy?
Beskid Mały, Chatka pod Potrójną.
Jedno z najmilszych i najbardziej
klimatycznych miejsc na Ziemi.
(a przynajmniej w Polsce)
Jedno z najmilszych i najbardziej
klimatycznych miejsc na Ziemi.
(a przynajmniej w Polsce)
(Tutaj, czytelniku, wpisz sobie jakieś pełne patosu zdanie,
które dobrze podsumowałoby powyższą paplaninę. Ja nie mam na nie pomysłu, a
poza tym trochę zgłodniałam przez to bycie dwudziestolatką.)
Ale fajowy drogowskaz :-)
OdpowiedzUsuńCóż...najgorsze, co można robić w życiu, to ciągle porównywać się z innymi. Miałam taki moment w mej "blogerskiej karierze", że czytając własne posty stwierdzałam "cholera, nikt tego nie będzie czytać, przecież ludzie przedzierają się przez dżungle, łażą po pustyniach, łapią yachtostopy itd. itd. A ja tylko eksploruję na różne sposoby Bałkany. No żenuła..." Później jednak stwierdziłam, że ja lubię to, co robię, kocham Bałkany, kocham o nich pisać, a znajdzie się parę osób, które jeszcze czytają moje wypociny. Oczywiście, mam marzenia o dalszych i bardziej egzotycznych/ekstremalnych podróżach. Ale choć jestem od Ciebie starsza o 7lat to uważam, że na wszystko jeszcze przyjdzie czas i środki :)
OdpowiedzUsuńOo, tak. Trafiłaś w sedno. Najgorsze jest porównywanie się z innymi... frustrujące i nieprowadzące do niczego.
UsuńBałkany mi się marzą od dawna - aż zajrzę na Twojego bloga... ;)
Dredowa autorko - najlepsi z najlepszych są ci urodzeni w październiku! ;) Moc odwagi i wytrwałości w spełnianiu marzeń życzę Ci! :)